Jak na codzień siedziałem w biurze czując monotonię wykonywanych działań. Wszystko ciągle takie samo. Wszystko identyczne, wszystko to jedynie rutyna.
Takie to myśli przewijały się przez moją głowę. Już od ośmiu lat tkwiłem w biurokracji. Mój cały świat opierał się wsumie tylko i wyłącznie na pracy, jedzeniu, śnie, pracy, jedzeniu, śnie. Często zostawałem w biurze po godzinach, gdy było więcej papierzysk do wypisania, czy więcej klientów do opsłużenia.
Moje życie było jednym wielkim koszmarem, z którego nie miałem nawet szans się uwolnić. Nie miałem perspektyw na życie. Ukończyłem zaledwie technikum administracyjne, a teraz, teraz tkwiłem w jednej z wielkich korporacji, siedząc wiecznie za biurkiem.
Może i pieniądze z tej pracy były dobre, lecz co mi z tego przychodziło? Nic. Nie miałem rodziny. Nie miałem nawet czasu na spotkania ze znajomymi, bo prace w niedzielę też były chlebem powszednim.
W końcu na zegarze wybiła godzina osiemnasta. Jak na codzień posprzątałem stanowisko pracy, zapakowałem torbę i opuściłem biuro.
Jak na codzień wsiadłem do zaparkowanej pod firmą Toyoty Yaris i zapuściłem silnik, by ruszyć w tę samą trasę do domu, którą pokonywałem 2 razy praktycznie każdego dnia.
Po powrocie zjadłem dwie kanapki z serem i zasiadłem przed telewizorem, przytłoczony rutyną. Przewijałem kanały, żeby zobaczyć, czy może nie nadają jakiegoś ciekawego filmu, lecz z tej jakże interesującej czynności wyrwał mnie telefon.
Spojżałem na wyświetlacz. Dzwoniła moja siostra.
Z lekkim uśmiechem na twarzy wcisnąłem zieloną słuchawkę.
– Taak? – Zapytałem.
– Jack, słuchaj. Nie mam zbyt wiele czasu. – Jej głos był nabrzmiały smutkiem i wydawało mi się, że płakała.
– Co się stało? – Zapytałem lekko zaniepokojonyy.
– Pamiętasz mój ostatni wyjazd w góry? –
– Chwila. Ten w Alpy, w który zabrałaś tylko Verity? –
– Dokładnie tak. Pamiętasz za pewnę o tym, co tam odkryłyśmy. –
– Jaskinia? –
– Zgadza się. Widzisz, od tamtego czasu mam wrażenie, że coś mnie opserwuje. –
– Mówisz mi do piero teraz? –
– Myślałam, że to głupota. Ale teraz, teraz to wygląda inaczej. –
– Coś ci się stało? –
– Ze mną jeszcze nie. Ale Verity, ona, ona, – Jej głos załamał się i usłyszałem szloch dobiegający z słuchawki.
– Elena, co się tam stało? –
– Verity obecnie leży w szpitalu psychiatrycznym. Bredzi coś o klątwie krwi i przełamanej pieczęci. – Powiedziała, teraz już autentycznie płacząc.
W mojej głowie panowała gonitwa myśli. Doskonale pamiętałem ich wyjazd. Około miesiąc temu Elena postanowiła spełnić swoje mażenie o wyjeździe w Alpy. Miała jechać ze mną, ale niestety, szef niezgodził się na urlop z uwagi na dużą ilość roboty. Moja siostrunia mogła sobie na urlop pozwolić. Trafiła w życiu o wiele lepiej. Bez problemu dostała się do biura podróży. Może to dziwne, ale to było jej mażenie.
Od zawsze fascynowały ją podróże i odkrywanie nowych miejsc, a w ten sposób częściowo mogła je spełniać. I spełniła chociaż jedno.
Jej szef, który swoją drogą był chyba totalnym przeciwieństwem mojego, zaproponował jej 1 wyjazd za darmo, na koszt firmy, jako nagroda motywająca.
Oczywiście Elena nie mogła przepuścić takiej okazji. Początkowo mieliśmy jechać ja, ona i Verity, jej przyjaciółka. Ale przez mojego szefa robota, jak go często nazywałem, pojechały one obie.
Po powrocie, siostra opowiadała mi o dziwnej jaskini, którą odkryły podczas jednej z wycieczek czerwonym szlakiem. W jaskini znajdował się ledwo widoczny już pentagram, resztki świec, oraz, co najciekawsze, wielki kamień leżący po środku.
Na owym kamieniu zapisana była jakaś inskrypcja, którą, w ramach może brawury, albo po prostu udowodnienia tego, że to nic, Verity postanowiła odczytać.
Od tamtego momentu czułem, że coś jest nie tak. Elena chodziła smutniejsza i była bardziej skryta w sobie. Z Verity nie miałem zbyt dużo kontaktu, lecz ona też to przeżyła.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Eleny.
– Jack, pamiętasz, jak denerwowałeś się na nas, gdy powiedziałam ci, że Veri przeczytała inskrypcję z tego kamienia? –
– Oczywiście. Dobrze znasz mój stosunek do zjawisk paranormalnych. –
– No właśnie. I od tamtego momentu wiedziałam, że coś jest nie tak. Veri kilka dni po naszym powrocie trafiła na opserwację. Dzisiaj umieścili ją już w ośrodku, ale to nie jest najgorsze. –
– To, stało się coś jeszcze? – Zapytałem, pełen najgorszych przeczuć.
– Verity, ona, uciekła ze szpitala i ukrywa się nie wiadomo gdzie. Jest agresywna. Atakuje każdego kogo zobaczy, bełkocząc wciąż to samo. O klątwie krwi i złamaniu pieczęci. Jack. Ja nie wiem, co mam teraz zrobić! – Elena już nie płakała. Ona wręcz wyła. Czułem jej rozpacz i zacząłem sam ją odczówać.
– Słuchaj. Elena, słyszysz mnie? Za chwilę będę u ciebie. Może coś wymyślimy. –
– Dzięki Jack. Wiem, że mogę na ciebie zawsze liczyć. – Powiedziała już lekko spokojniejsza.
– To będę gdzieś za godzinkę. – Rzuciłem rozłączając się.
To, co przed chwilą usłyszałem brzmiało, dziwnie. Lecz od zawsze, może wyda się to wam głupie, wierzyłem w zjawiska paranormalne. Wierzyłem w duchy, upiory czy demony. Chciałem nawet zostać demonologiem, lecz zakończyłem w tym piekielnym biurze.
Postanowiłem jak najszypciej pojechać do Eleny. Byłem co prawda dość już wymęczony po godzinach siedzenia na niewygodnym krześle w dusznej klitce biura, lecz rodzinę zawsze stawiałem na pierwsze miejsce. Lecz właśnie w momencie, w którym zakładałem kurtkę znów zadzwonił telefon.
Spojżałem na wyświetlacz. Emily. Uśmiechnąłem się lekko.
Ostatnio do naszej firmy została zatródniona nowa pracownica, Emily. Od samego początku jakoś poczułem, że będziemy się rozumieć. To ja pomagałem jej w pierwszych dniach pracy, zaznajamiając ją z tym piekłem. Powiem więcej. Praktycznie od razu po jej poznaniu otworzyłem się przed nią, wyznając jej kilka sekretów, które wolał bym, by zostały dalej w ukryciu.
Może to naiwność, nie wiem. Lecz jakoś czułem, że Emily to moja bratnia dusza. Ktoś, komu mogę zdradzić wszystko.
Ona sama była wyjątkowo skryta i nie lubiła opowiadać o poprzednim życiu. Lubiła za to rozmawiać o demonologii i zjawiskach paranormalnych, oraz o wielu zwyczajnych sprawach. Nigdy nie brakowało nam tematów do rozmów.
Czy czułem do niej coś więcej? Może tak, lecz nie chciałem angażować się w związki. Wiedziałem, że przez piekielną pracę nie mam na nic siły ani czasu.
Co do samej Emily, nie wyglądała też zwyczajnie jak ja, czy po prostu ludzie. Ilekroć ją widziałem była zawsze blada. Jej oczy były jakieś takie głębokie, o kolorze nieba. Włosy natomiast zawsze zapuszczała w 3, grube warkocze kruczego koloru, spływające swobodnie po smukłych plecach.
Ubierała się też raczej na ciemniejsze kolory, podzielając mój gust. Oboje uważaliśmy, że nie ma potrzeby wyróżniać się z tłumu.
Nacisnąłem więc zieloną słuchawkę, gdy tylko zobaczyłem jej imię na ekranie smartfona.
– No co tam? – Zapytałem.
– Będę za kilka minut, jeśli to nie problem. Muszę ci coś powiedzieć. – Oznajmiła tajemniczo.
– No dobra. Tylko jak możesz to pospiesz się, bo muszę jechać do Eleny. – Powiedziałem rozłączając się.
Od razu niemal podjąłem decyzję o zabraniu Emily ze sobą do Eleny, oczywiście o ile dziewczyna się na to zgodzi. Nie martwiłem się o zgody siostry, ponieważ ledwo się poznały z Emily, zaczęły się już przyjaźnić. W Emily było po prostu coś, co sprawiało, że nie dało się jej nie lubić.
Około 5 minut po telefonie usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem. Za progiem stała Emily. Uścisnąłem jej dłoń i wprowadziłem do salonu.
– Nie chcę być nieuprzejmy czy coś, ale też mam mało czasu, muszę jechać do Eleny. Wiesz, chodzi o sprawę jaskini. – Zacząłem na wstępie.
– Właśnie w tej sprawie do ciebie idę. Chcę ci powiedzieć, co znajdowało się w tej jaskini. – Powiedziała spokojnie.
– Skąd wiesz? – Zapytałem zaciekawiony.
– Dobra. Myślę, że koniec z ukrywaniem faktów. Widzisz, ja, nie jestem tak po prostu człowiekiem takim jak ty, Elena czy ktokolwiek inny. – Powiedziała z kamiennym wyrazem twarzy.
– Coooo? – Zapytałem śmiejąc się. Brzmiało to jak kiepski żart, co nie było w stylu Emily.
– Posłuchaj Jack. Czuję, że mamy ze sobą wiele wspólnego, to też wyznam ci prawdę. Ja jestem półwampirem.
CDN.
Hahahahahahahahhha
Cliff chaaaanger! No ja cię zabije
Adamie, koniec nie jest ziwny, wyjaśni się wszystko w następnej części. Nie ma to jak pisanie w nocy.
koniec trochę, eghem, dziwny, ale nawet spox. Wgl niema jak dobra pasta przed szkołą rofl