Siedzisz w fotelu po ciężkim dniu w pracy. Jedyne, na co masz ochotę, to ciepła kompiel, albo dobry film. Zamykasz oczy, zagłębiając się w fotelu. Z rozmyślań wyrywa cię dzwonek telefonu. To twoja matka, potrzebuje, żebyś zrobił jej zakupy, bo musi siedzieć w domu z chorą córką siostry.
Wzdychasz głęboko, wstając z fotela. Wiadomo, że matce trzeba pomóc, prawda? Ubierasz się, sięgasz po klucze do auta, wychodzisz z domu. W biegu zapominasz przekręcić klucza w zamku.
Jedziesz pustą, ciemną drogą. Niby nic specjalnego, lekko tylko zakręcona dróżka prowadząca do praktycznie jedynego otwartego o tej porze sklepu. W końcu jest już prawie 23 w nocy, prawda?
Wysiadasz i wchodzisz do sklepu po kilku minutach jazdy. Dowiadujesz się, że nie ma mleka, więc matka musi sobie poradzić bez niego.
Kupujesz resztę rzeczy, wracasz do auta i informujesz rodzicielkę o sprawie. Prosi cię ona, żebyś skombinował jakoś to mleko, bo mała nie zaśnie bez kubeczka mleka.
Wzdychasz głęboko, przeczesując palcami włosy. Czeka cię kolejny kurs, dobrze, że to tylko kilka kilometrów znanej jak własna kieszeń trasy.
Trasa może i znana, ale sytuacja na drodze zawsze jest nieznana. Możesz się o tym przekonać, gdy nagle słyszysz głośny trzask z tyłu auta. Patrzysz szypko we wsteczne lusterko i widzisz poobijanego Volxwagena Kadi, który właśnie przed chwilą wgniótł tył twojego auta, jak puszkę po napoju.
Zaczynasz się denerwować. Wychodzisz z auta, by rozmówić się z kierowcą Kadi. Dochodzi do przepychanki słownej, ale w końcu jakoś się dogadujecie. Gościu daje ci 2000 zł i rozstajecie się we względnym pokoju, chociaż ty wiesz, że czeka cię wizyta u mechanika.
Auto może i dojedzie do domu, ale lepiej nie ryzykować dalej.
Udaje ci się kupić nieszczęsne mleko. Zawozisz zakupy do matki, która na szczęście nie zauważyła uszczerbku na karoserii twojego auta.
Wracasz do domu, lecz przed wejściem do mieszkania czujesz, że coś jest nie tak. Drzwi są uchylone. Przeciesz,
Nagle prawda udeża cię mocno w twarz. Przecież nie zamknąłeś drzwi! Z bijącym mocno sercem wchodzisz do środka, by natknąć się na grupkę złodzieji, plądrującą twój dom. Wiele już wybebeszyli i zkradli. Udaje ci się zadzwonić po policję, ale nie stety opryszki uciekają zanim struże prawa zjawiają się w twoim domu, a ty zostajesz ze szkodami finansowymi, bo tylko część rzeczy udało ci się ocalić.
Resztę wieczoru spędzasz na sprzątaniu domu, myśląc, czy to przekorny los postanowił zgotować ci dziś dzień wrażeń.
Gdy masz się już kłaść spać słyszysz dzwonek telefonu. Dzwoni zrozpaczona matka. Córeczka jej siostry, słodka Julka trafiła do szpitala w wyniku zatrucia pokarmowego. Okazało się, że przez przypadek kupiłeś w sklepie mleko przeterminowane o dobry miesiąc. Nikt nie wie, jakim códem ten karton stał tam aż tak długo. Policja i sanepid zajmują się sprawą, lecz ty czujesz wyrzuty sumienia wiedząc, że to nie twoja wina, ale wiesz, że i tak będziesz się o to obwiniać.
Nie przesypiasz nocy, czekając na diagnozę lekarza. Na szczęście życiu dziewczynki nie grozi nic poważnego, lecz ty i tak nie mrużysz oka tej nocy.
Następnego ranka, wymęczony i czujący się jak zombie udajesz się do pracy, najpierw odstawiając auto do mechanika. Może ten dzień będzie lepszy? Myślisz. W końcu, różne rzeczy się zdażają. Czasem mamy dni gorsze, czasem lepsze.
Tylko, jak wytłumaczysz fakt, że nadal czujesz się nieswojo?
Niestety, twoje przeczucia okazują się słuszne. W trakcie pracy musisz się zwolnić, by jechać do szpitala. Początkowo stabilny, obecnie już nie stan Julki zmusza cię do zwolnienia się wcześniej tego dnia. Lekarze odkryli nowe, szokujące fakty, w mleku ktoś umieścił końską dawkę kokainy.
Niestety, dziecko nie przeżyło tej pruby. Czujesz się załamany, obwiniając się za wszystko.
Oliwy do ognia dolewa telefon od mechanika, który informuje, że samochód jest tak zniszczony, że jego naprawa jest nieopłacalna, więc musisz kupić nowy wóz, ale to teraz nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że niewinne dziecko straciło życie ot, bez sensu.
Ostateczną rzeczą, która doprowadza cię do rozpaczy jest zawiadomienie policyjne, które znajdujesz wieczorem w skrzynce. Złodzieje zbiegli ze swym łupem, są już za granicą i nie ma mocnych, by ktoś ich złapał.
Siedzisz zrozpaczony w swoim fotelu w domu przy zgaszonym świetle. Czujesz się rozbity myśląc, jak jeden dzień zmienił twoje życie nie do poznania. Myślisz, czy to przekorny los, czy może jednak jakieś demony z tartaru krzyżują ci tak ścieżki życia.
Nie możesz przecież wiedzieć, że ON raz na jakiś czas wybiera sobie ofiarę, którą wyniszcza w krudkim czasie?
Wiesz za to, że już nigdy nie podniesiesz się do końca. Zawsze będziesz już rozbity i smutny. Nigdy już nie spojżysz w twarz ciotki tak, jak zawsze wiedząc, że to częściowo z twojej winy jej córeczka, jej mały kwiatuszek już nigdy nie dorośnie.
Nigdy nie powrócisz już do normalności wiedząc, że utraciłeś dużą część swojego majątku. W reszcie nigdy już nie usiądziesz za kółkiem, bo zawsze będziesz sobie przypominać ten koszmarny dzień, który zaczął się od niewinnego telefonu, a zakończył totalnymi zgliszczami.
Wszystko przez maleńki katalizator. Wszystko, przez małe zdażenie.
Skąt wiesz, czy takie coś nie zdaży ci się jeszcze kiedyś, a jeśli nie tobie, to komuś, kto to czyta?
Czy masz pewność, kto pisał ten tekst? Może to udręczony człowiek, a może ON, jakaś istota pozaziemska, która syci się takimi zdażeniami?
Czy masz pewność, co się stanie po przeczytaniu tego? Może nic, to najbardziej prawdopodobne. Ale przecież istnieje szansa na to, że po przeczytaniu tego ON zwróci na ciebie swoją uwagę, prawda?
Uważaj na siebie, bo możesz być następną ofiarą. Nie musisz, jedynie informuję, że taka możliwość istnieje. Ostatecznie, ludzi na świecie jest dużo. Może nie przypadniesz MU do gustu. Kto to wie? Chyba tylko ON.
Zawsze też istnieje możliwość, że to tylko opowiastka, straszne opowiadanko napisane przez jakiegoś znudzonego życiem człowieka, który chce w ten sposób coś przekazać, albo po prostu się wyżalić.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nigdy nie masz pewności, tak do końca. Możesz tylko spekulować.
Także, bądź ostrożny, na wszelki wypadek. Ostatecznie, czy wchodzenie w paszczę lwa ma sens?
Wszystko napisałem ze względu na poniedziałek. Generalnie sytuacja była taka, że wróciłem po 17 do domu. W szkole do 16 siedziałem, ale po drodze jeszcze kilka spraw było do załatwienia. Potem miałem na 19 audycje w tyfloradiu umówione, które musiałem przesunąć, bo w domu nie było obiadu i czekałem na jedzenie. W reszcie audycje się odbyły, ale 1 nie wyszła, bo soft od kary się zbuntował. A na koniec po 22 mama musiała z dzieckiem jechać na ostry dyżur, bo jakieś zapaenie ucha czy coś podobnego i wróciła o 12.
Ja tak samo heh. Ale ogólnie opowiadanie dobre
To pewnie ci sami złodzieje okradają głównego bohatera i są sprawcami trucizny w mleku.
Przewidziałem taki koniec, gdy tylko była mowa o niezamkniętych drzwiach.