Dudnienie creepy pasta, część 2

Weszliśmy do komnaty. Panował tu straszliwy zaduch. Coś bulgotało jak wielki kocioł. Ponad to, usłyszeliśmy jakihś Rosjanów, rozmawiających ze sobą.
Projekt ma być gotowy do listopada! Wladimir mówił, że depczą nam po piętach! Powiedział jeden szorstkim głosem.
Kola, nie piekl się tak. Wladimir nie musi wiedzieć o poślizgu. Zawsze możemy mu dać w łapę jakąś solidną sumkę. Odparł na to zadziwiająco miękki głos.
A co zrobisz Michail, jak ktoś odkryje naszą bazę! Pieklił się dalej Kola.
Mikolaj, naprawdę, opanuj się. Taa, zaraz nam tutaj wpadnie interpol. Zarechotał podle Michail.
Kur*a, a on nadal nie jest w pełni gotowy. Zaklął Kola.
Powiadają, że takiemu jak on, to potrzeba pięćdziesiąt lat na wyjście z hibernacji. Pięćdziesiąt lat! A wiesz kiedy mija ta data? Z ożywieniem zawołał Michail.
No dzisiaj, za godzinę. Szepnął Mikolaj.
No właśnie! Gdzie reszta ekipy? Zawołał Michail.
Sprawdzali przewody, jak ich ostatnio widziałem. Podobno kilka słojów spadło z półek i wykryto czyjeś ślady. Odrzekł Kola.
Zdębieliśmy ze strachu. Już o nas wiedzieli! Musieliśmy jednak zachować czujność, jak i ciszę.
EE, jak coś to napewno tylko jacyś turyści. Unieszkodliwimy ich szybciudko! Zakrzyknął Michail.
Pewno jak się przewracał na bok i wstrząsy sejsmiczne powstały, to tutaj wleźli. Odparł Mikolaj.
Narazie mamy ważniejsze sprawy na głowie. Przygotowałeś te ciałka? Zapytał Michail.
Sam zobacz. Pierwszy Rosjanin wskazał na metalowy szpikulec wbity w strop. Z przerażeniem rozpoznaliśmy kilku nauczycieli i przewodnika wycieczki. Wszyscy mieli wydłubane oczy, wycięte języki i usunięte zęby i paznokcie. Jeszcze żyli.
Kur*a, co oni im zrobili! Szepnął Karol.
Ciii! Uciszyłem go. Bo nas usłyszą!
Czekaliśmy dalej, pokrywając się gęsią skórką.
Z bocznego tunelu tym czasem nadciągnęła jeszcze jakaś grupka Rusków.
No dobra. To ile jeszcze? Zatarł ręce barczysty brodacz.
A co ty Stanislaw taki w gorącej wodzie kąpany. Jeszcze chwilkę. Odrzekł Kolawesoło.
Co do tych śladów i słojów, prawdopodobnie wycieczka muzealna. Kilku złapaliśmy. Powiedział kolejny osobnik o kfadratowej, zarośniętej szczęce i z długim, orlim nosem.
Dawaj ich tu! Rozochocił się Michail. Była to reszta nauczycieli z wycieczki. Widzieliśmy ich tak naprawdę ostatni raz.
Pasują do tych. Kola wskazał na drąg. Pewno to z tej samej.
A co kretynie myślałeś? Stanislaw wprawnie nabił nauczycieli na drugi drąg. Za pomocą nożyka obciął języki, wydłubał łyżeczką oczy, cążkami wyrwał paznokcie i zęby. Z tródem nie zwymiotowaliśmy na ten widok.
Gotowe! Stanislaw otrzepał zakrwawione ręce.
Tym czasem bulgot zaczął się nasilać. Rozległ się też ryk.
Oho, pieszczoszek się budzi! Zakrzyknął kolejny, mały i pękaty Rosjanin.
Słuchajcie. Zaczął wskazywać na stojących w kręgu. Mikolaj, Stanislaw, Gabriel, Aleksander, Katjerina, Anna, Nataniel, Maksym, Bartlomiej, nadszedł czas. Nasza dziesiątka dokończyła to, co rozpoczęliśmy dawno, dawno temu, w trzydziestym ósmym. Teraz, przyszła pora na to, co planowaliśmy. Powiedział wzniośle Michail.
Gdzie Wladimir i Bolkow? Zapytał nazwany Bartlomiej atleta.
Już jesteśmy. Powiedziały dwa głosy i kolejna dwujka wślizgnęła się w krąg światła rzucany przez dziwną poświatę.
Trzy, dwa, jeden, zero! Krzyknął siwowłosy Wladimir z całej siły uderzając kościaną laską, którą trzymał w grunt.
Rozległ się okropny huk i łoskot. Coś spadło w przepaść, coś gwizdnęło, coś zaryczało, coś zabulgotało. Z tego chaosu wyłonił się kolejny, ostry, mrożący krew w żyłach ryk.
I oto nadchodzi! Powiedział krzywonogi człowieczek z wielkimi uszami, nazwany Bolkow.
Z wielkiej dziury coś zaczynało się wyłaniać, albo raczej, wyłazić. Olbrzymie cielsko okrywały jasnozłote łuski, w niektórych miejscach miały kolor ciemnego srebra. Gadzina miała cztery, umięśnione i pazurzaste łapy, które dźwigały muskularny korpus. Ogon stwora składał się z segmętów i przypominał węża. Łeb natomiast, nadal doskonale to pamiętam. Wielka, klinowata czaszka z płonącymi, złotymi oczami wwiercającymi się w nas z jakąś starożytną, złą inteligencją. Wielkie szczęki, zaopatrzone w ostre, białe kły. No i oczywiście skrzydła. Żaden smok poprostu nie może nie mieć skrzydeł. Tak był to smok. Nie ulegało wądpliwości. Ktoś powie, że smoki nie istnieją. Ale to, co przed nami stało było albo smokiem, albo czymś bardzo, bardzo podobnym.
Misza, pradawny smok. Z szacunkiem wyszeptał Bolkow.
Co z nimi? Niezpodziewanie zapytała wysoka, czarnowłosa i zielonooka kobieta wyglądająca na wysportowaną.
Katjerino, najpierw ofiary. Zbeształ ją Wladimir podsuwając z szacunkiem w stronę smoka pręty z ciałami.
Bestia ryknęła, powonchała ciała poczym, za jednym kłapnięciem żywcem pożarła nieszczęśników. Stwór oblizał się łakomie, patrząc z zadowoleniem na Rosjan.
Teraz zajmiemy się mniejszym problemem. Powiedziała druga kobieta. Średniego wzrostu, podobna trochę do aktorki często udzielającej się w reklamie proszku do prania Percil. Brązowe włosy, takież same oczy i złośliwy uśmieszek.
Wszyscy obrucili się w naszą stronę. Przełknęliśmy ślinę, czekając na nieuniknione.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink