Nastała noc. Lily zasnęła dosyć szybko. Jeszcze rozmawialiśmy po powrocie do pokoju. Wkońcu położyliśmy się i o ile Morfeusz obiął moją kuzynkę, to do mnie sen nie przychodził przez dosyć długi czas. Wszystko przez myśli, które mnie męczyły.
Myślałem o tym, co się działo dzisiaj, Shadowowie i cała reszta. Ostatecznie także nie zadzwoniłem do taty, bo wrócił do domu i zasnął. Wcale mu się nie dziwię, bo gonił dzisiaj Kumoriego, którego ostatecznie niestety nie złapał.
Wkońcu zasnąłem, lecz nękały mnie koszmary. Śniło mi się że byłem na polu pełnym zwiędłych traw. Gonili mnie Shadowowie. Gdy chciałem wystawić jednego z moich manamonów z kuli wylatywały zwłoki a Shadowowie rechotali ze śmiechu.
Wkońcu obudziłem się przed ósmą. Lilka jeszcze spała kiedy wyszedłem z pokoju na boisko. Wypuściłem Leaf i prosiłem ją o trening skrzydła, zgodnie z zaleceniami lekarza. Wkońcu stała się "magia", bo ptaszyna na kródko, ale jednak wzbiła się w powietrze i ćwierkając radośnie zatoczyła krąg.
Brawo Leaf! Powiedziałem głaszcząc ją po główce.
Co robicie? Zapytała mnie Lilka, która przyszła na boisko.
Trenuję skrzydło Leaf. Powiedziałem.
I jak? Zapytała oglądając skrzydło.
Lepiej, nawet mogła przez chwilę latać! Powiedziałem z dumą.
To dobrze. My też musimy potrenować. Trenerka wypuściła swoje stworki z kul.
Wszyscy zaczęliśmy trening nie tyle ataków, bardziej mięśni. Po godzinie padliśmy wyczerpani.
Wróciliśmy do hotelu, zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się w kierunku sali.
Gdy stanęliśmy przed salą powiedziałem.
Jaki masz pomysł na strategię?
Na pierwszy ogień Misiek, wczoraj pokazał co może, z resztą, dzisiaj też. Moja kuzynka wyciągnęła kulkę z kieszeni.
Leaf, to będzie twoja runda! Powiedziałem wypuszczając ją z kuli. Po wyjściu ptaszek przysiadł na moim ramieniu radośnie ćwierkając.
Weszliśmy do sali. Na arenie trwała już walka. Alice zaprowadziła nas na trybuny. Walczył Max. Jego Jiminar mierzył się właśnie z średniej wielkości sową o dziwnym dziobie. Wyciągnąłem manapedię.
Owlaw, manamon sowa typu powietrzno dźwiękowego. Owlaw chuczy w krzakach, przerażając innych. Jego dziób pozwala mu wydawać dziwne dźwięki.
Fajny. Kródko stwierdziła Lily oglądając walkę, która właśnie dobiegała końca.
Bąba dźwięku! Sonica nakazała swojemu stworkowi.
Szok elektryczny! Max także nie próżnował.
Sowa wypuściła z dzioba dziwną falę, która brzęczała. Kot tym czasem rozbił ją wiązką elektryczności. Jednak gdy był zajęty bąbą dźwięku kobieta zawołała.
Teraz, soniczny pocisk!
Olaw! Zahuczała sowa wypuszczając z dzioba warczący pocisk, który dosięgnął kotka. Po opadnięciu pyłu okazało się, że Jiminar jest nieprzytomny.
Jiminar został pokonany, zwycięża Owlaw! Powiedziała Alice i machnęła sędziowskimi chorągiewkami.
Hej stary, dobra walka! Powiedziałem witając się z Maxem gdy zchodził z areny.
Dzięki. Powiedział.
Życzę wam powodzenia. Dodał wychodząc po przywitaniu się z nami.
Weszliśmy na arenę. Sonica już zchowała Owlawa do kuli.
AA, to wy. Kobieta uśmiechnęła się. Gotowi?
Myślę że tak. Lilka zkinęła głową.
Chyba tak. Powiedziałem.
No dobra, przyjmuję wasze wyzwanie! Liderka podniosła dłoń.
Rozpoczynamy walkę o klucz amplitudy po między liderką, Sonicą Marvel, a wyzywającymi. Lucasem oraz Lily wood! Powiedziała Alice dając sygnał rozpoczęcia walki.
To będzie walka 2 na 2. Każdy może użyć jednego manamona na raz, ale dwuch ogulnie Ja użyję czterech, żeby było fer, i tak na to samo wyjdzie. Pasują wam takie zasady? Zapytała Sonica.
Tak. Powiedzieliśmy.
Misiek, liczę na ciebie! Powiedziała Lilka wypuszczając stworka z kuli.
Leaf, to twoje pięć minut! Zmotywowałem podopieczną, która stanęła obok Amfeakupa.
Więc tak. Liderka sięgnęła po dwie kule. Mam nadzieję, że nie jesteście słabi. Dodała wyrzucając owe dwa nety.
Z kul wyszły stworki. 1 był podobny do Owlawa, ale miał jakby pierzasty mikrofon pod dziobem i długie pióra przypominające uszy. Drugą kulę opuściło stworzenie, które można było porównać do dzwonka. Nawet miał uchwyt do trzymania. Oczywiście manapedie poszły w ruch.
Owlex, manamon sowa typu powietrzno dźwiękowego, wyższa forma Owlaw. Owlex może wypuszczać fale dźwiękowe z dzioba, praktycznie się nie męcząc. Żyje w koronach gęstych drzew, ogłuszając ofiary.
Chingle, manamon dzwonek typu dźwiękowego. Poo mimo tego, że Chingle posiada nogi nie chodzi na na nich, woli lewitować. Uważany za święty dzwon.
Może być ciężko. Pomyślałem kierując całą uwagę na pole walki.
Leaf, dziobanie w Owlexa! Powiedziałem.
Lea! Zaćwierkał ptaszek zbliżajac się do rywala. Zdążyła go dziobnąć w "mikrofon".
Pokażmy im prawdziwe dziobanie! Nakazała Sonica.
Owl! Huknął ptak wzbijając się w powietrze. Jego dziób zabłyszczał groźnie, gdy celował nim w kolibra. Leaf jednak była bardzo zwinna i odsunęła się, więc sowa zaryła dziobem w ziemię.
OOwl! Zahuczała ze złością ponawiając atak. Gdy była blizko zawołałem.
Teraz, piaszczysty wiatr! Leafowl tak jak dzień wcześniej Amfeakupowi nawrzucała Owlexowi do dzioba pyłu. Sowa zaczęła wydawać dziwne dźwięki i odpluwać piach. Tym czasem Lily nakazała Miśkowi użycie mrocznego kła. Rzucił się na sowę, gryząc ją zaciekle w lewe skrzydło.
Chingle, poziom głośności! Powiedziała Sonica.
Ching! Ching! Brzdęknął Chingle. Zaczął wydawać dziwny dźwięk, który stał się w końcu naprawdę głośny. Miśka jak i Leaf odrzuciło dobry metr w tył.
Nic wam nie jest? Zapytałem się stworki, które otrząsały się z oszołomienia.
Leafo! Ćwierknęła zdenerwowana zielona ptaszyna. Podeszła do Chinglea. Na ułamek sekundy przed udeżeniem Leaf pokryła się fioletem i uderzyła rywala. Wydał on głośny odgłos wywalając się na głowę. Podniósł się z wyraźnym tródem.
Świetnie Leaf, nowy atak! Ucieszyłem się sprawdzając atak w manapedii.
Zaskoczenie, atak typu duch. Pomyślałem chowając komputerek do kieszeni.
Puki jeszcze jest oszołomiony, gryzienie! Powiedziała Lilka.
Rooooaaaar! Ryknął niedźwiadek rzucając się z rykiem i otwartą paszczą na dzwonek. Ugryzł go solidnie, asz zabrzęczał z bólu.
Owlex, pazur cyklonu! Szybko powiedziała Liderka. Sowa w mgnieniu oka wzbiła się w powietrze. Jej pazury otoczyły fale przypominające wiatr. Cios ugodził Leaf, podrzucając ją z łatwością do góry. Upadła kilka metrów dalej. Wzbił się pył. Gdy opadł zobaczyłem ledwo przytomnego kolibra.
Zaskoczenie! Poprosiłem.
Ptaszek znów ruszył tym razem na sowę. Przed uderzeniem pokrył się fioletem i cisnął rywalem na drugi koniec areny prosto w pazury misia, który tam stał.
Dobrze, potraktuj go szaloną gałęzią! Ucieszyła się Lilka.
Jej stworek pożądnie obił sowę. Po tylu razach Owlex był niezdolny do dalszej walki.
Owlex zostaje pokonany! Alice machbnęła chorągiewką.
Dobrze, liderka odwołała pokonanego manamona. Jego miejsce zastąpił znany nam Hydrake.
Zamoczenie! Kródki rozkaz liderki i mandragora wypuściła z ust wielką falę wody, która zaczęła miotać biedną Leaf. To także nie pozostawiło jej szans na wygraną.
Leafowl została pokonana! Alice machnęła nieszczęsnym atrybutem sędziego.
Leaf, świetnie walczyłaś. Powiedziałem chowając ją do kuli. Na arenę wbiegł Reks.
Ciekawy pojedynek. Uśmiechnęła się Sonica.
Gryź Chinglea! Nakazałem.
Ty też! Lily załapała plan.
Po chwili dzwonek leżał pokonany na ziemi.
Chingle został pokonany! Ogłosiła asystentka Sonicy.
2 na 1, a może i nie? Kopniak mocy w Amfeakupa! Powiedziała Sonica.
Ugryź! Zareagowała trenerka.
Mandragora podniosła jeden z kożeni, który zaczął emanować blaskiem. Wystarczył 1 kopniak by wyeliminować Amfeakupa z walki. Przed tym jak został pokonany zdążył pożądnie ugryźdź kożeń, asz Hydrake zapiszczał z bólu.
Demon, liczę na ciebie! Lilka wystawiła swojego startera.
Deviant! Gwizdnęła Sonica z podziwem. Obawiam się tylko, że za długo nie powalczy.
Wyrzuciła kolejną kulę. Z mananeta wyszedł mały nosorożec. Oczywiście manapedia jak zwykle niezawodna.
Monoddo, manamon nosorożec typu dźwiękowego. Monoddo potrafi grać na swoim rogu jak na trąbce. Jego skóra jest niezwykle twarda.
Perspektywa Anonima.
Masz zadanie. Powiedziałem zbliżając się do wysokiego urządzenia z milionami przewodów, które były do niego podłączone. Żyła w nim pewna kobieta, którą uratowałem od całkowitej śmierci. Gdy przechodziłem przez Mt Cindar rok temu zobaczyłem dziewczynę, która poprostu płonęła oblana lawą przez Sluggugi. Za pomocą mojej mocy przeniosłem jej duszę z dala od ciała. Samo ciało zabraliśmy by nie przyspażać jej dodatkowego bólu do regeneracji, duszę zaś umieściliśmy w owym sprzęcie do czasu, gdy ciało nie zostanie odtworzone.
Dobrze wierz, że to niemożliwe. Powiedziała.
Zregenerowaliśmy twoje ciało. Powiedziałem.
Masz podpatrywać co robi niejaka dwujka trenerów, Lucas i Lily wood. Kuzynostwo. Dodałem jeszcze garść informacji.
Zgoda. Powiedziała po jakimś czasie myślenia.
Przeniosłem sprzęt do laboratorium i podłączyłem przewody do mózgu ciała leżącego na stole operacyjnym. Ekstrakcja jak i przyłączanie duszy nie jest łatwe, uwierzcie. Po kilku godzinach moja agentka mogła już wstać.
Dziękuję. Powiedziała gdy poodłączałem przewody.
Drobiazg, ale pamiętaj o swojej pracy. A, no jeszcze jedno. Dusza musi znów przyzwyczaić się do ciała, przez jakiś czas możesz mieć niekontrolowane odruchy, mniejsze krążenie etc. Po około miesiącu powinno ustać. Dodałem.
Wiem. Powiedziała biorąc mananety ze swoimi manamonami, które akurad nie ucierpiały. Wyszła po jakimś czasie a ja uśmiechnąłem się w duchu.
Perspektywa Lucasa.
Reks, gryzienie w Monoddo! Powiedziałem.
Mutmo! Szczeknął wbijając zęby w skórę rywala.
Poziom głośności, a ty Hydrake zamoczenie we Flammię! Wydała nakaz Sonica.
Monoddo z rogu wypuścił takie same fale jak wcześniej Chingle. Tym razem byliśmy jednak na to przygotowani i celna kula ognia zniszczyła atak, trafiając także jego twórcę. Hydrake tym czasem znów wypuścił wodne tornado, które ruszyło na Demona.
Ztwórz na około siebie krąg z diabolicznego ognia! Wymyśliła Lilka.
Zielony stworek zaczął otaczać się czarnym ogniem. Woda już tam dotarła, szczęśliwie wyparowała po kontakcie z płomieniami. Wtedy z pary wyskoczył Reks, celną akcją wywalając mandragorę na twarz.
OO, powiedziała liderka z podziwem. Monoddo, deptanie! Dodała.
Mono ddo! Warknął nosorożec biegnąc w stronę Flammii.
Kula ognia, ale nie wypuszczaj jej! Powiedziała szybko Lilka.
Pomysł był dobry. Monoddo z rykiem bólu zaczął rozmasowywać popażoną nogę. My nie zasypywaliśmy gruszek w popiele i wydaliśmy kolejne polecenia.
Reks, gryzie, zacząłem ale urwałem, ponieważ piesek zaczął robić coś dziwnego. Ruszył na Hydrake’a, zamachnął się ogonem, który pokrył się czerwienią i uderzył w zielonego z wielką mocą.
Uderzenie ogonem, świetnie! Ucieszyłem się. Jeszcze raz na Monoddo!
Mut! Zawarczał uderzając kilka razy leżącego wciąż nosorożca.
Dosyć! Krzyknęła kobieta. Hydrake, leczniczy proszek na Monoddo!
Nie pozwól mu na to! Zareagowała moja kuzynka. Demon, podpal ten proszek kulą ognia!
Że co! Powiedzieliśmy jednocześnie z Sonicą patrząc z osłópieniem na Hydrake, który wypuścił z ust chmurkę proszku wycelowaną w Monoddo. Zanim proch dotarł do celu kula ognia łuskowatego podpaliła owy pył, który okazał się łatwopalny. Zaczął tworzyć się mały krąg ognia.
Zgaś to zamoczeniem! Powiedziała liderka. Hydrake już miał wypuszczać wodę, ale wtedy ja wkroczyłem do akcji.
Reks, trzymaj mu usta! Powiedziałem. Piesek przeskoczył przez płomienie i łapkami zacisnął szczęki rywala. Hydrake zachłysnął się wodą i zaczął kaszleć, plując cieczą na prawo i lewo. Wyczerpany upadł na ziemię.
Ssący kożeń! Nakaz liderki był kródki, ale treściwy.
Hy draa ke! Krzyknęła mandragora podbiegając do Reksa. Łapę roślinnego otoczył zielony blask. Uderzył psa w pysk, pobierając przy tym część jego energii.
Jeszcze raz kula ognia w Monoddo! Powiedziała Lily. Flammia celnym pociskiem wepchnął rywala w płomienie, które go wykończyły.
Monoddo niezdolny do walki! Ogłosiła Alice.
Hydrake tym czasem ugasił płomień na polu walki i zgodnie z nakazem swojej trenerki użył kopniaka mocy. Jego stopa wykończyła Reksa.
Mutmo niezdolny do walki! Powiedziała Alice.
Lilith, wygraj to! Powiedziałem do trenerki specjalnie używając przezwiska, którego ona nie lubiła.
Nie nazywaj mnie tak, to po pierwsze, po drugie kula ognia w Hydrake! Powiedziała Lilka.
Nieee. Zamoczenie! To wystarczyło by Flammia upadł nieprzytomny u stóp swojej przyjaciółki.
Flammia jest, zaczęła asystentka Liderki, ale nagle leżącego na ziemi stworka pokrył biały blask!
On, się, przemienia? Zapytaliśmy wszyscy troje patrząc na stworka, który właśnie wstawał z ziemi na drżących łapkach. Wyglądał teraz inaczej. Stał na dwuch nogach, dziurę zastąpił pentagram. Lilka wyciągnęła manapedię.
Flammerick, manamon piekło typu ognistego i cienistego, wyższa forma Flamnii. Flammerick nie potrzebuje już dziury do uwalniania płomieni, ponieważ jego łuski wydalają ciepło. Podobno jest demonem z piekła.
Wygramy! Demon, kula ognia! Nakazała Lily.
Flamme rick? Zdziwiony stworek pokręcił głową. Z jego ust zaczęły wydobywać się płomienie. Otaczały go, by w końcu z sykiem popędzić na zaskoczonego rywala. Trafiony zielony przez chwilę leżał na ziemi.
Tak, nauczyłeś się palenia! Ucieszyła się Lily.
Zamoczenie! Poleciła Sonica. Jej stworek znów wypuścił wodę, lecz Lilka szybko zkontrowała.
Palenie, omiń wodę!
Rick! Skinął głową zielony. Zaszedł Hydrake od tyłu i znów wypuścił falę ognia, która wykończyła mandragorę.
Hydrake zostaje pokonany, zwycięża Flammerick, pojedynek wygrywają wyzywający Lily i Lucas Wood! Ogłosiła Alice machając chorągiewkami.
Świetna walka. Sonica wyszła z nami na zewnątrz gdy zchowaliśmy stworki. Oto dowód waszego zwycięstwa. Dodała wręczając nam po kluczu. Były to średniej wielkości klucze z grawerem mikrofonu.
Oto klucze amplitudy. Powodzenia na następnych stadionach! Dodała i weszła do sali.
Poszliśmy do hotelu. Na nasz widok recepcjonistka zawołała.
Jest ktoś do was!
Max? Zapytaliśmy lecz dziewczyna pokręciła głową. Od strony stolików nadeszła wysoka kobieta ubrana w czerwoną suknię. Miała chłodne, niebieskie oczy i długie czarne włosy. Jej twarz wydawała mi się znajoma, lecz jakaś blada.
Sandra Alloy. Powiedziała ściskając nasze dłonie. Jej ręka była wręcz lodowata. Byłam mistrzynią Tangerii przez Matthewem Cranvellem. Dodała i przypomniałem sobie że żeczywiście jej twarz wydaje mi się znajoma.
Przyszłam do was, by sprawdzić wasze umiejętności trenerskie. Obserwowałam waszą walkę na stadionie, gratuluję. Dodała.
Dziękujemy. Powiedzieliśmy oddając stworki do leczenia.
Poszliśmy z ex mistrzynią na zewnątrz.
Więc co pani teraz robi po pokonaniu ogulnie? Zapytała Lilka.
Mówcie mi Sandra. Roześmiała się kobieta. Obecnie jestem liderką stadionu w Avalette, orzeniłam się z Nollem kilka lat temu i prowadzimy razem salę. Powiedziała.
Opowiedzieliśmy jej swoją historię. Kobieta tylko pokiwała głową.
Shadowowie, Jak zwykle same z nimi kłopoty. Nigdy nie przestaną jeśli zaczęli. Śmierć Octorossa nie wystarczyła im, będą szli po trópach do celu. Dodała.
Wiesz coś o ich planach? Zapytałem zaciekawiony.
Taak, nawet sporo. Chcą złapać Mystigona, ale nie mogą bo, urwała. Nieważne. Nie złapią go, są za słabi.
Nie wydawali się słabi gdy walczyliśmy z nimi wczoraj. Lily musiała się wtrącić.
Są silniejsze jednostki, np obecna żądząca grópa, ale ogulnie są słabi, zobaczycie. Na mnie pora, sądzę że jeszcze się spodkamy. Dodała żegnając się z nami i odchodząc.
Nagle zawróciła się i podeszła do nas jeszcze raz.
Wsumie mam jeszcze trochę czasu, proponuję wam walkę. 1 mój manamon kontra 2 wasze, pasuje wam? Zapytała a my kiwnęliśmy głowami.
Sandra wyciągnęła z kieszeni kulę i rzuciła przed siebie. Z mananeta wyskoczył sporej wielkości stwór, który był niezwykle podobny do smoka. Znałem go z bajki o "Zaginionym Drabao", ale jako tako na żywo go nigdy nie widziałem. Musiałem się upewnić.
Dragetull, manamon smok typu smoczo powietrznego, wyższa forma Drabao. Dragetull może lecieć 10 dni, jedząc i pijąc bardzo mało. Cios jego skrzydła może wywołać małą trąbę powietrzną.
Moim wyborem był Oczywiście Reks. Lilka myślała jakiś czas, ale wystawiła Demona. Teoretycznie miał słaby na smoka typ, ale kto wie czego sie nauczył po przemianie.
Cięcie skrzydłami! Rozpoczęła Sandra.
Drago! Ryknął smok wzlatując w górę. Jego skrzydła zabłyszczały na zimny, szary kolor i zapikował w stronę psiaka.
Unik za pomocą akcji! Powiedziałem. Reks dosyć spokojnie wyminął atak. Tym czasem na polecenie swojej trenerki Demon próbował użyć nitroakcji. Smok jednak złapał go w swe pazury.
Smoczy pazur! Kródki nakaz kobiety wystarczył, by pazury Dragetulla pokryły się zieloną energią i boleśnie ścisnęły Flammericka.
Riick! Warknął wyrywając się ze szponów rywala, posłał mu kulę ognia prosto w twarz. Smok tylko prychnął, niewzruszony.
Pokażmy mu palenie! Powiedziała Lily.
Cios ogonem! Dorzuciłem. Stworki rzuciły się na smoka. Reks uderzył go ogonem w lewe skrzydło, zielony zaś wygenerował falę ognia, która osmaliła łuski latającego.
Smoczy wybuch! Nakazała była mistrzyni. Dragetull otworzył paszczę, z której po chwili wypluł ciemną kulę energii. Na szczęście, Demon przepołowił ją pazurami. Pocisk wybuchnął bez szkód dla nikogo.
Teraz! Dodała nasza przeciwniczka. Jej stwór urzył smoczego pazura na Flammericku. Ten z ledwością wytrzymał atak, dzielnie stawiając mu opór. Wkońcu zplunął diabolicznym ogniem w nozdrza rywala, tworząc z nich armatkę dymną na dobre kilkanaście sekund.
Smok zaczął kaszleć i kichać, jego nos spuchł, łzy zaczęły mu kapać z oczu. Reks kożystając z jego nieuwagi ugryzł potwora w skrzydło. Tamten trzepnął nim wściekle, posyłając szczeniaka na blizkie spodkanie z wysoką jodłą. Pies wyszedł z tamtąt umorusany, ale w bojowym nastawieniu.
Gryź! Palenie! Cięcie skrzydłami! Powiedzieliśmy jednocześnie. Skudkiem tych ataków była tylko kula energii, która wybuchła na środku posyłając wszystkie stworki na rużne strony. Wzbił się olbrzymi tuman pyłu. Gdy kuż opadł zobaczyliśmy ledwo zipiących Demona i Reksa oraz syczącego z bólu smoka, liżącego prawe skrzydło, widocznie popażone.
Och, Sandra zamrugała ze zdziwieniem oczami. Szybko jednak dodała.
Dość tego, fala przypływu na Flammericka!
Dragetull! Ryknął mityczny posyłając wodne tornado, w którym zniknął ognisty. Wyszedł z niego nieprzytomny. Reks tym czasem upadł z wyczerpania.
Zchowaliśmy stworki do kul.
To była dobra walka. Uśmiechnęła się ex mistrzyni. Napewno się jeszcze zobaczymy! Dodała znikając za drzewami otaczającymi park.
Wróciliśmy do hotelu. Po obiedzie potrenowaliśmy troszkę. Zdażyła się wtedy także pewna dziwna rzecz.
Gdy graliśmy w piłkę, Reks wrócił po dłuższej chwili nie z piłką, ale z czyjąś torbą. Rzucił ją na ziemię i zaszczekał.
Ukradłeś to, nie można tak! Powiedziałem lecz piesek szczeknął i złapał mnie zębami za nogawkę, ciągnąc za spodnie.
Co mu jest! Zdziwiła się Lily, ale poszła za nami.
Reks zaciągnął nas do lasu Amica. W małej kotlince leżał jakiś trener. Był uwalany ziemią, pokrwawiony. Spał, lecz wyglądał na bardzo wyczerpanego.
Co co mu jest? Zająknęła się z wrażenia Lilka.
Nie wiem. Podszedłem do chłopaka obracając go delikatnie na plecy. Ten nagle wstał, odepchnął mnie i gniewnym głosem zapytał.
Gdzie, moja, torba!
Tutaj ją masz. Powiedziałem podając mu plecak. Wyciągnął z niego wodę utlenioną, chustki i wodę. Wytarł się i powiedział.
Ehhhh, znowu mi uciekły, sprytne Pandourbity.
Chcesz złapać Pandourbita? Zapytałem.
Kto cię tak urządził? Trenerka musiała się zapytać, lecz sensownie chociaż.
Pandourbity. Odparł kródko nieznajomy wracając z nami do hotelu.
Macie racje.
Najlepsza była ta nagła zmiana perspektywy.
nieeeeeeezłeeee
super
Już wiem, że działo będzie się dużo.
Dzięki
Meeeeega. Wspaniałe to się czyta jak cuksy miętowe. Mniammmm!