Od autora.
Chyba wyszło troszkę słabiej, ale sami oceńcie. Czekam na komentarze.
Wkońcu deszcz dał za wygraną i przycichł na dobre, przynajmniej na jakiś czas. Ludzie zaczęli wychodzić z domów. Albert postanowił także wywiedzieć się co, gdzie i jak.
– Ja pierdole. Co to do kurwy nędzy było. – Odezwał się starszy brodacz z łysinką i dość potężnym piwnym mięśniem. Był to Stasiek. Sąsiad z piętra.
– Klęska żywiołowa? Co chwilę coś zapowiadają, to może wkońcu się to sprawdziło? – Zaproponował kolejny. Dość młody chłopak w powyciąganym dresie. Jarek.
– Chłopaki. Coś jest tutaj holernie nie tak. – Odezwał się Albert wchodząc w zgromadzenie.
– Hmmm? – Zapytał Stasiek wkładając papierosa do ust.
– No popatrzcie w górę. –
Wszyscy podnieśli głowy. Niebo z całą pewnością nie wyglądało normalnie. Chyba , że za normalne uznajemy wręcz granatowe, ciężkie chmurzyska ciągnące się jak żelki po nieboskłonie.
– No i? – Zapytał Staszek.
– Czy to wygląda normalnie? Nie. Ale tak właściwie wiemy, co się stało prucz wielkiej ule, –
Przerwał, ponieważ rozległ się głośny pisk i dziwne odgłosy z za siatki odgradzającej posesje.
– Co jest! – Zawołał Jarek odruchowo zaciskając pięści.
– Może lepiej sprawdzimy? – Zaproponował Albert, na co reszta ruszyła wyjżeć.
To, co zobaczyli nie napawało optymizmem. Na podwórku stała dość drobna, ciemnowłosa kobieta. Po woli zbliżali się do niej dwaj podejżani mężczyźni. Wyglądali dość Typowo. Jednak coś wyglądało nie tak jak powinno. Zbliżający się nieznajomi mieli w sobie coś, odstraszającego. Mokre, pozklejane w strąki włosy opadały na ramiona. Oczy były dziwnie puste. Ciekły z nich łzy. Jeden z nich krwawił z rozciętej ręki. Każda kropla krwi była przez niego dokładnie zlizywana.
– Z dzikim krzykiem skoczyli na samotną dziewczynę, rozdziawiając szeroko usta. Buchnął z nich obrzydliwy, kwaśny odór. Jakby, znajomy. Wyglądało to jak atak zombie. Tak, dobrze czytacie. Atak zombie. Ale bardziej zorganizowany. Bardziej, ludzki.
Nie miała szans. Sama, ponieważ z krzykiem wściekłości Staszek i Jarek skoczyli jej na pomoc. Po chwili postanowiłem dołączyć do imprezy. Rozpoczęła się szarpanina. Wszyscy grzmocili się po łbach. Polała się krew. Wkońcu jednak odnieśliśmy zwycięstwo nad nieznajomymi, przyduszając ich do ziemi.
– Co wy odpierdalacie! – Krzyknął Jarek wbijając jednemu kolano w brzuch.
– My nie chcemy. Musimy jeść! – Odkrzyknąłtamten prubując wbić zemby w rękę Jarka.
Zadzwoniłem tym czasem po karetkę. Powiedzieli, że postarają się przyjechać.
– Co musicie. – Zapytał Staszek trzymając drugiego.
– To, to jest, ten deszcz. Chęć ludzkiego mięsa. Nie uwierzycie nam. – Bełkotał pierwszy nadal usiłując ugryść Jarka.
– Może uciekli z psychiatryka? – Zasugerował Stasiek.
– Zachowują się jak idealni pacjęci. – Przyznałem trzymając gagatków.
Wkońcu przyjechał ambulans, unieruchomili gości i zabrali ich.
– Co tu się dzieje! – Zapytał Jarek jednego z lekarzy.
– To nie pierwszy taki przypadek dzisiaj. Ludzie, którzy wyszli na deszcz, jakby, zachorowali. Obiawy podobne lekko do wścieklizny, ale wygląda to bardziej jak, atak zombie. – Powiedział doktor.
– To niby ten pierdolony deszcz zamienia ludzi w zombiaki? Tak? – Pytał dalej Jarek.
– Człowieku, sami chcemy to wiedzieć, co się dzieje! – Krzyknął lekarz. – Zombie nie istnieją, ale to, to jest podobne, to co się z nimi wszystkimi dzieje. Z tego, co wiemy, ma tu przyjechać wojsko i zrobić przegląd. Wszyscy zarażeni najprawdopodobniej zostaną, – Nie do kończył. Nie musiał.
Po chwili karetka odjechała. Zostawiając nas z większą liczbą pytań niż odpowiedzi.
Głupio to zabrzmi, wiem, ale dopiero potym przypomniałem sobie o ściganej kobiecie. Nadal leżała na ziemi drżąc ze strachu.
Zbliżyliśmy się do niej. Na nasz widok napięła się gotowa do ucieczki, lecz było widać, że jest wyczerpana.
– Zostawcie mnie! – Zawołała gdy podeszliśmy bliżej. Jednak gdy spostrzegła że to my, a nie tamci, lekko się rozluźniła.
– Spokojnie. – Powiedziałem po woli podchodząc.
– Pozbyliśmy się problemu. – Powiedział Jarek.
– To, to było, chore. – Powiedziała postanawiając jednak nam zaufać.
– Jak to się wogule stało? – Zapytał Stasiek pomagając dziewczynie wstać.
– Wyszłam wyrzucić śmieci i wypuścić psa. I wtedy przez bamę wbiegła tamta dwójka. Rzucili się na mnie od razu. Dragon ugryzłjednego w rękę, ale potem uciekł, gdy tamten rzucił kamieniem. No a potem przyszliście wy. – Powiedziała.
– Kurwa. – Zkomętował Jarek.
– Może się sobie przedstawimy? – Zaproponowałem.
– Albert, Jarek i Stasiek. – Wymieniliśmy imiona.
– Nikola i dziękuję. – Odparła ściskając nasze ręce.
Cdn.
Wsumie zapomniałem dodać te słowa, a potem nie sprawdziłem.
NOO! Odrazu lepiej!
Lepiej?
Uh, do zmiany, poprawię to.
Fajne ale jakby trochę gorsze od poprzednich. Najbardziej rzucił mi się w oczy, to znaczy uszy ten fragment. Tutaj wkleję:
Zbliżający się mężczyźni mieli w sobie coś, odstraszającego. Mokre, posklejane w strąki włosy opadały na ramiona. Oczy były dziwnie puste. Ciekły z nich łzy. Jeden z nich krwawił z rozciętej ręki. Każda kropla krwi była przez niego dokładnie zlizywana.
– Z dzikim krzykiem skoczyli na samotną dziewczynę, rozdziawiając szeroko usta. Buchnął z nich obrzydliwy, kwaśny odór. Jakby, znajomy. Wyglądało to jak atak zombie. Tak, dobrze czytacie. Atak zombie. Ale bardziej zorganizowany. Bardziej, ludzki.
Trochę to wyglądało jak by ci pierwsi gościowie rzucili się na tą Nikole. Tak to fajnie.
superowe
Nieeeezłe!