Uwaga! Treści w tym opowiadaniu mogą być nieodpowiednie dla osób w każdym wieku. Czytasz na własne ryzyko.
Zawsze bałem się piwnicy w naszym domu, wsumie to nie wiem, dla czego. Ale zawsze, gdy obok niej przechodziłem czułem dziwny, zimny dreszcz. Takie coś, jakby strach przed najgorszym wrogiem. Inaczej nie potrafię tego opisać.
Była też jeszcze jedna rzecz dotycząca tego pomieszczenia. Mianowicie moi rodzice znikali tam zawsze w sobotę w godzinach 12 16, pod pretekstem czyszczenia powieżchni, przepędzania robactwa i segregacji gratów, ale nie potrafiłem im uwierzyć.
Początkowo może jeszcze wierzyłem, ale to tylko przez pierwsze lata mojego dzieciństwa. Wsumie czas, gdy rodziców nie było wspominam bardzo źle, ponieważ zostawała ze mną wtedy stara, ponura ciotka Izydia, której nie cierpiałem. Była to okrutna kobieta, karająca nawet za kichnięcie na dywan. Do dzisiaj czuję ten ból obitej pasem od jej torebki tylnej części ciała. Rodzice wiedzieli o części z tych rzeczy, ale uważali, że to tylko mnie wychowa i zahartuje.
Nadszedł w końcu dzień, w którym chciałem udaćsię z nimi do piwnicy. Ojciec gdy się tylko o tym dowiedział wpadł niemal w szał. Zrobił się cały czerwony i wysyczał przez zaciśnięte zemby, że jestem za mały, że jest tam za dużo schodków na moje małe, dziecieńce nóżki i inne podobne wymuwki.
Nie powiem, przeraziłem się, oddalając pomysł wejścia do piwnicy na jakiś czas. To też nie tak, że nigdy tam nie chodziłem. Poprostu chodzi mi o momenty, w których rodzice wchodzili tam smi. Gdy mnie prosili o to, żebym przyniósł np słoik z powidłami to szedłem, po mimo lodowatego dreszcza sunącego po moich plecach. Po mimo zimnego, śluzowatego strachu oblepiającego całe ciało.
Wsumie, to nie wiedziałem co tak przeraża mnie w tym pomieszczeniu. Zwykła, normalna piwnica, tylko dziwnie czysta. Wypucowana niemal jak kuchnia w restauracji pięciogwiazdkowego hotelu, albo i lepiej. Tylko jedna rzecz mnie dziwiła. Mianowicie metalowe, zardzewiałe drzwi w kącie były zawsze zakluczone i podtrzymywane wielgachną, srebrną, stalową kłudką, do której nie mogłem znaleść kluczy.
Gdy pytałem o te drzwi, początkowo rodzice omijali ten temat, zaczynając muwić o czymś zupełnie innym. Gdy jednak naciskałem powiedzieli, że jest to stara, opuszczona piwnica jednego z pustych mieszkań.
Było to jednak niemożliwe, ponieważ drzwi znajdowały się w końcu naszej części tego podziemia. Na ten argument rodzice milkli, uśmiechając się niemal nienaturalnie.
Nie dawało mi to spokoju ani w dzień, ani tym bardziej w nocy. Miałem take noce, podczas których przewracałem się z boku na bok, śniąc o zamkniętych pomieszczeniach, oraz o potworach po drugiej stronie.
Nadszedł jednak dzień moich osiemnastych urodzin. Wypadał akurad, w sobotę. Czy to zbieg okoliczności? Kto to wie. Może los postanowił sobie ze mnie zakpić? W każdym bądź razie myślałem, że jak zwykle rodzice pójdą o 12 do tej przeklętej piwnicy, nie pozwalajac mi tam wejść.
Bo z jednej strony piwnica mnie odpychała. Ale z drugiej coś mnie tam ciągnęło.
Przeliczyłem się jednak. Tego właśnie dnia, po wręczeniu prezentu, którym był duży nóż, nie wiedziałem czemu tak, powiedzieli, że dzisiaj jest TEN dzień.
Początkowo myślałem, że chodzi o zwykłą formalność wkroczenia w dorosły wiek. Ale nie. Znaczy o to też, ale tutaj chodziło o, zgadnijcie.
Tak, chodziło oczywiście o piwnicę.
Poczułem euforię na myśl, że w końcu dowiem się, o co tutaj tak na prawdę chodzi. Przy śniadaniu rodzice oznajmili, że wcześniej nie mogli mnie wtajemniczyć w ich proceder piwniczny, jak sami to nazwali. Powiedzieli też, że istotnie drzwi w rogu należą do nas, ale byłem za mały, żeby o tym wiedzieć.
Gdy w końcu nadeszło połódnie i rodzice powiedzieli, żebym się ubrał, serce zaczęło mi nawalać jak młot kowalski. Wyszliśmy w trójkę, wyposażeni tylko w mój nóż, dwa inne oraz wielką, myśliwską latarkę ojca. Przeżyła ona już chyba wszystko. Po mimo tego jednak wyglądała i działała jak nowa, wyjęta przed chwilą z pudełka.
Otworzyliśmy drzwi domu, zeszliśmy po schodach i wkroczyliśmy do piwnic.
Jak zwykle uderzyło mnie uczcie wszechobecnej czystości panującej w tym podziemiu. W żadnej innej piwnicy, którą widziałem wcześniej nie było aż tak czysto.
Serce nawalało mi co raz to mocniej, gdy szliśmy gęsiego w kierunku zamkniętych drzwi. W końcu nadszedł ten czas, gdy ojciec wyciągał wielki klucz z buta i wkładał go do kłudki.
Zameczek zgrzytnął, pałąk kłódki się odsunął, pozwalając drzwiom otworzyć się i odkryć zkrywane wcześniej sekrety.
Początkowo, gdy wkroczyłem do pomieszczenia nie dostrzegłem apsolutnie niczego niezwykłego, albo też dziwnego. Ot, normalny, wydzielony pokoik z jasną żarówką po środku sufitu. Gdy jednak wszedłem w krąg wrzucanego przez nią światła poczółem lodowate ciernie niemal na całym ciele.
Na samym środku pomieszczenia, idealnie pod żarówką stał duży, stary, blaszany stół operacyjny, przykryty białym jak śnieg płutnem. Ojciec pochylił się, jednym, szybkim ruchem unosząc je jakby chciał zaprezentować swój nowy wynalazek przed posępną radą zasiadającą na widowni.
Na stole, przypięty skórzanymi, mocnymi pasami leżał człowiek. Jego twarz była niezwykle blada. Ciało pokryte wrzodami, siniakami i czyrakami, z których wyciekał jakiś gęsty, żółty płyn. Za pewne ropa, chociaż pewności nie mam i nie chcę mieć.
– Synu. – Powiedział cicho ojciec. – Od dzisiaj wkraczasz w dorosłe życie. Dla tego też jesteśmy zaszczyceni, mogąc przyjąć cie w nasze szeregi. –
– Co, co wy tutaj robicie! Kto to jest! – Zadawałem pytania drżącym głosem.
– Spokojnie. Wszystkiego się dzisiaj dowisz. Widzisz, odkąd się poznaliśmy z twoją matką w więzieniu, już czuliśmy pociąg do tych, czynności. Do tej pracy. Ale wiedzieliśmy też, że, –
– Jakie więzienie! – Przerwałem mu z niedowierzaniem.
– No tak. Tego teżnie wiesz. Oboje siedzieliśmy w pudle za morderstwo. Członków tej samej rodziny, żeby było, ciekawiej. Dali nam tylko dziesięć lat. Ale pozwól mi dokończyć poprzednią myśl. Otóż, –
– Czemu mi nic nie powiedzieliście! – Wrzasnąłem.
– A co, myślisz, że chcieliśmy, żeby nasz wyszydzano? Żeby odepchnięto ciebie w szkole dla tego, że masz rodziców kryminalistów? Nieeee. My tylko ciebie broniliśmy. – ostro odparł ojciec.
– Dasz mi dokończyć? – Zapytał łagodnie. Byłem na tyle oszołomiony tym wszystkim, że tylko kiwnąłem głową, drżąc jak osika.
– No więc, po wyjściu od razu wzięliśmy ślub i otrzymaliśmy wszystkie potrzebne świstki. Wtedy do piero mogliśmy rozpocząć życie pełne czystej rozkoszy. Kupiłem mieszkanie tutaj, bo piwnica mi bardzo odpowiadała. Dobry rok żyliśmy w sielance, aż zapomnieliśmy się lekko i narodziłeś się ty.
Przyznam, że początkowo miałem zamiar cie gdzieś oddać. Do domu dziecka, albo zastępczaka. Ale pomyślałem sobie, że rozwinięcie naszej ambicji w postaci zdrowego, mądrego syna to to, czego nam potrzeba. Wychowywaliśmy ciebie normalnie, w soboty przychodząc tutaj, by chociaż na chwilę oddać się przyjemnościom. –
– Ale, co się tutaj dzieje? – Zapytałem cicho. Byłem na tyle oszołomiony, że nie chciałem nawet wykłucać się z ojcem na temat mojego możliwego, usunięcia z ich wygodnego życia.
– Synu, drogi synu. Jeszcze nie rozumiesz? Jaka szkoda. Otóż widzisz. Ostatni członek rodziny przeżył. Najmłodszy syn, niejaki Bartosz. Ciekawe, że macie takie samo imię, prawda? To akurad przypadek. Ale o co mi chodzi? Nie chcemy wracać do ciemnego pudła, to też bawimy się z nim troszkę w każdą sobotę. Skubany jest wytrzymały, sam popatrz! 19 lat jest w zamknięciu i jeszcze się trzyma. – Powiedział ojciec spokojnie.
Krew we mnie zawrzała. Początkowo chciałem na niego nawrzeszczeć co o nim myślę, może trzasnąć go w twarz, zadzwonić na policję, czy finalnie uciec. Ale gdzieś w środku czułem jakąś obcą, a jednocześnie bardzo znajomą rzecz, która popierała zachowania rodziców. Dla tego też, zamiast ucieczki uśmiechnąłem się i powiedziałem.
– Ależ, doskonale was rozumiem! Czy teraz ja, mogę się, zabawić? –
– Oczywiście synu. Po to tutaj, – Zaczął ojciec, ale nie dokończył. Mój wielki, ostry nóż właśnie zmieniał go w klocki lego. Ten sam los spodkał matkę. Później pochyliłem się nad Bartkiem.
– No stary, dzisiaj czeka ciebie niezapomniany dzień. – Powiedziałem, p[rzechodząc do rzeczy.
Wyszedłem z tamtąt późną nocą. Zakrwawiony, ale szczęśliwy.
Po zabawie też dokładnie posprzątałem. Nie chciałem mieć przecież żadnych brudów tutaj, prawda?
Wróciłem do domu. Czułem już to podniecenie i zadowolenie, które musieli czuć rodzice. Ale uczeń przerósł mistrza. Teraz to ja byłem mistrzem ceremonii.
Tak sobie myślę nwet dziś, 30 lat po pamiętnym zdażeniu. Bardzo chętnie oczekuję na nowe nagłówki w gazetach, opisujące brutalne morderstwa. Powiem wam, że mam już całkiem niezłą ich kolekcję. Aa, jeszcze jedno. Bardzo serdecznie zapraszam was do mojej piwnicy, bo moja zabawka właśnie chyba się zaczyna psuć, i to tak poważnie. Nie jestem aż tak delikatny, jak rodzice, i moja lalka starcza mi mniej więcej na miesiąc, czasem 2, no, może 3.
Także, wpadajcie kiedy tylko chcecie!
super
Dash, like, trochę czegoś brakuje, same opowiadanko fajne, ale można by to było rozwinąć.
No wiem, że to nie najlepsze jest, ale to był akurad spontan, którego punktem zapalającym był Gracjan.
Kiepskie, początek dobry, natomiast od momentu kiedy wszystkich pozabijał hm… Można to było bardziej rozwinąć i jakoś urozmaicić, przedstawić go właśnie jako osobę, która nikogo zabić nie chciała i w ogóle.