Polskie anime? Cz1.

Witam witam witam!
Słuchajcie, powaliło mnie. Powaliło mnie doszczętnie. To, co właśnie teraz. Przed chwilą zrodziło się w mojej pustej łepetynie przechodzi chyba wszelkie ludzkie pojęcie. Czy wymyśliłem to po zjedzeniu norweskich ciasteczek swoją drogą całkiem niezłych? A może to zabawa open ai to sprawiła? Nie wiem tego. Ale wiem za to co innego. Jestem nienormalny. Czemu? Sami zobaczycie, gdy przeczytacie to coś. Oczywiście Kronika nie upadła, spokojnie, pisze się trzecia, dłuższa część. Pasty też jakoś żyją, ale teraz zapraszam na coś, co, a z resztą. Szkoda szczępić ryjca.
Jak doznacie urazu mózgu to czytacie to na własną odpowiedzialność! Tak tylko ostrzegam, żeby nie było później na mnie.

Zawsze uważałem się za zwykłego chłopaka. Wysoki, raczej szczupły, czarne włosy, zielone oczy. Urodziłem się w jednej z mniejszych wiosek w Polsce, o których raczej mało kto wie. A nawet, jeśli ktoś wie to słyszał od tak, przelotem, albo przejeżdżał kiedyś przez taką dziurę, wiecie chyba, co mam na myśli. Mojej przypadło zaszczytne miano "Zaskrońców".
Nazywam się Marcin i to, co chciałbym wam dzisiaj opisać za pewne wyda się wam śmieszną historyjką. Lecz jestem w stanie udowodnić, że nie jest to tylko mżonka. Moja paczka stanie za mną murem. Może wydamy się wam dziwni, ale to nas nie interesuje.
Zawsze czółem się zwyczajny. Chodziłem do szkoły, później na studia, a potem do pracy. Lecz we mnie tkwi ło kilka dziwnych rzeczy, które od zawsze mnie zastanawiały.
Nigdy nie miałem problemów z rozumieniem języków. Odkąd pamiętam potrafiłem rozpoznać każdy język. Ba. Potrafiłem rozumieć każde w nim słowo, tłumaczyć 1 język na inny, wiecie chyba, o co mi chodzi. Lekcje języków w szkole najczęściej spędzałem na pisaniu z moją dziewczyną, ale to już inna historia. Nauczyciele pozwalali mi na to, ponieważ wiedzieli o moich dziwnych umiejętnościach.
Generalnie nie czułem się jakoś inaczej wiedząc, że znam wszystkie, tak, wszystkie języki świata. Początkowo myślałem, że to może jakaś dziwna mutacja mózgu do tego doprowadziła, albo jestem wyjątkowo zdolny. Ale każde racjonalne wytłumaczenie zdeżało się z brutalną prawdą, takie coś nie ma prawa bytu, chociaż, u mnie, oczywiście istniało w najlepsze.
Tylko, że to nie było wszystko, co mnie można powiedzieć, wyróżniało. Drugą rzecz odkryłem przypadkowo i był to dla mnie potężny wstrząs. Pewnego dnia u dziadka Franka na wsi, za pewne powiecie, że to jakaś bajka, ale się wam przyznam.
Pewnego dnia, na wsi u dziadka Franka i babci Kalinki do dzisiaj łezka się w oku kręci, gdy wspominam te chwile zrozumiałem, co miałczał nasz stary kot Spaślak, nazywany tak z powodu swojej tuszy oraz skłonności do objadania się na zapas.
Tak, wiem, jak to brzmi. Trochę jak z pewnej polskiej bajki o ciekawej babie, albo z innych, apsurdalnych opowiastek przekazywanych metodą podaj dalej, ale to była prawda. Poprostu byłem w stanie zrozumieć, co miałczał ten kot.
Nie było to nic konkretnego, raczej bardziej zniecierpliwienie z powodu braku pełnej miski przed pyszczkiem, ale jednak było to coś, czego nie powinienem zrozumieć.
Początkowo zdawało mi się, że się przesłyszałem. Może to mój mózg coś przekręcił? Ale gdzie tam. Gdy poszedłem do lasku się zrelaksować, podsłuchałem kłutnię dwóch srok siedzących na starym dębie.
Tak, ponownie brzmi to jak bajka, ale to była prawda. Ptaki kłuciły się o srebrną monetę, którą obie sroki zauważyły i nie wiedziały teraz, która z nich ma ją zabrać. Wtedy to do głowy wpadła mi irracjonalna myśl. Jeśli to prawda, to czy potrafię mówić w ich języku?
Początkowo postanowiłem prubować zagaić do Spaślaka, z zapytaniem, co by chciał zjeść. Nie myślałem, jak się do tego zabrać, ale postanowiłem, że podejdę do tematu tak, jak wtedy, gdy podchodziłem do mówienia w opcych językach.
Poprostu podszedłem do grubaska i zapytałem, co chciałby zjeść.
Ku mojemu całkowitemu zdumieniu, z moich ust wydobyło się nosowe miałknięcie. Byłem zaszokowany, a nawet początkowo przerażony. Zastanawiałem się, czy to coś ze mną jest nie tak, czy to może jednak sen?
Szczypanie się w rękę bolało, wię chyba to była jednak prawda. Albo poprostu byłem czubkiem.
Kocur odpowiedział mi, że chciałby zjeść potrawkę z królika. Pomyślałem a co mi tam, dam mu to. Nałożyłem odpowiednią karmę do miski i patrzyłem, jak zwierzak wsuwa, aż mu się uszy trzęsły. Mniej więcej od tamtego czasu zacząłem łapać z nim wspólny język.
Ponownie, wiem jak to dla was brzmi, ale to była prawda. Dziwna, ale prawda. Kocur zaczynał za mną chodzić jak pies. Chciał nawet wracać ze mną do miasta, ale wytłumaczyłem mu, że mamy zbyt małe mieszkanie. Jakoś się z tym pogodził, chociaż widać było, że nie było to łatwe.
Ostatni aspekt mojej dziwności odkryłem mniej więcej wtedy, co ten. Mało tego, że potrafiłem porozmieć się ze zwierzętami i wszystkimi ludźmi, to do mojego repertuaru dochodziły jeszcze wszystkie rośliny, grzyby czy inne żyjątka. Brzmi to kiczowato, jak z taniej, wyskrobanej na kolanie bajki, ale był to fakt dokonany.
O moich zdolnościach postanowiłem powiedzieć tylko rodzinie. Obawiałem się, że i tak mnie wyśmieją, lecz tutaj naj mniej obawiałem się odtrącenia.
Początkowo nie wierzyli mi, myśląc, że żartuję. Ale gdy im to pokazałem byli zaszokowani. Chcieli latać ze mną po lekarzach i naukowcach, ale im to wypersfadowałem tłumacząc, że zpowoduje to tylko zbędny rozgłos, którego raczej nie potrzebowałem.
W końcu pogodzili się z moją decyzją ukrywania tego w tajemnicy, a ja starałem się z tym żyć normalnie wiedząc, że do końca normalny, to ja już nie będę, napewno nie z czymś takim.

Mijał czas, aż pewnego dnia spodkałem Paulinę. To wydażenie też zasługuje na opowiedzenie. Jeśli będę się robić zbyt sentymentalny, to przepraszam, ale taka moja natura.
Po ukończeniu podstawówki razem z rodzicami zastanawialiśmy się, do którego gimnazjum mnie zapisać. W mojej okolicy działały 3, wszystkie były na podobnym poziomie.
W końcu zadecydowaliśmy, że pójdę do siódemki. Czy była toszczęśliwa liczba, tego nie wiedziałem, ale faktem też było, że moi najlepsi przyjaciele i koledzy też się tam wybierali, to też postanowiłem iść za nimi.
Początki były tródne, jak u każdego chyba. Lecz już od pierwszego dnia szkoły zaczęły się dziać rzeczy ciekawe i takie, dla których za pewne ktoś to czyta.
Od razu dostrzegłem, że nie jest zwyczajna. Długie, proste, kasztanowe włosy opadały na jej szczupłe ramiona. Błękitne jak niebo oczy patrzyły nieodgadnienie z pod długich żęs, a cała jej postać promieniowała tajemnicą. Wszystko to składało się na obraz Pauliny.
Od razu ją dostrzegłem, przysiadając się do niej do ławki pierwszego dnia. Była bardzo cicha i spokojna. Zupełnie inna od reszty rozwrzeszczanej gromady w klasie.
Dość szybko zaczęliśmy łapać wspólny język. Sam byłem raczej introwertykiem, więc zgraliśmy się idealnie. Teraz pewnie zastanawiacie się, po co ja to wszystko piszę, prawda? Otóż, za chwilę to się wyjaśni.
Zawsze gdy ją widziałem, nosiła cienkie, gumowe rękawiczki na dłoniach. Gdy pytałem czemu to robi mówiła, że ma Egzemę, chorobę powodującą pękanie skóry na dłoniach.
Byłem wyrozumiały. W końcu, co to jest egzema przy moim zdziwaczeniu, prawda? Dałem jej spokój i nie wracaliśmy już do tego tematu.
Jakoś to się stało, że najwięcej czasu zacząłem spędzać z Pauliną. Czy chodziło o to, że dojżewałem a ona była ładna? Raczej nie, chociaż może częściowo. Raczej traktowałem ją jak siostrę, której nigdy nie miałem. Bratnią duszę, której mogę się wyżalić, czy pomóc, gdy tego potrzebowała.
Inną rzeczą, która była inna w Paulinie było to, że nigdy nie widziałem jej, żeby jadła albo piła. Na stołówce siedziała tylko przy stole na krześle obok mojego i patrzyła nieobecnym wzrokiem w jakiś punkt na suficie. Zapytywana o to mówiła, że jest na specjalnej diecie z racji swojej choroby i musi jeść o określonych godzinach.
Uwierzyłem jej, bo było to jak najbardziej możliwe. Mój wój Jarek był cukrzykiem i też miał pewne wymagania dietowe, to też potrafiłem to zrozumieć. Ale w końcu zaczynałem się zastanawiać nad tajemniczością Pauliny.
Zawsze, gdy ktoś proponował jej pójście do jego domu po lekcjach wymigiwała się dodatkowymi zajęciami, pracami domowymi czy chęcią pomocy rodzicom w domu. To było dziwne, ale też było do zaakceptowania. W końcu, każdy ma prawo do zarządzania swoim wolnym czasem, prawda?
Lecz w końcu nastąpił ten dzień, który zmienił całkowicie moje postrzeganie nowej koleżanki. Pewnego dnia, gdy przyszedłem do szkoły Paula jak zwykle czekała na mnie pod wejściem. Mieliśmy taki zwyczaj, że ściskaliśmy sobie dłonie przy powitaniu dość mocno. Gdy wtedy podała mi rękę od razu zauważyłem dwie rzeczy.
Po pierwsze, dziewczyna nie założyła rękawiczek. Za pewnę zapomniała, okej, ludzka rzecz. Lecz to ta druga rzecz była tą, przez którązacząłem się poważniej zastanawiać. Jej ręka była dziwnie chłodna i głatka w dotyku. Zupełnie nie taka, jaka powinna być ludzka skóra.
Najwidoczniej Paula zauważyła grymas zdziwienia na mojej twarzy, bo szybko cofnęła dłoń i podniosła do oczu, wpatrując się w nią z przerażeniem. Wtedy to zauważyłem trzecią, dziwną rzecz.
Jej dłoń dziwnie odbijała światło wschodzącego światła. Zupełnie nie tak, jak powinna to robić ludzka dłoń. To było bardziej to, co możemy zaopserwować, gdy zbliżamy łyżkę do światła, albo coś wykonanego z metalu.
Paulina szybko odbiegła bez słowa z przerażonym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Prubowałem się do niej dodzwonić, lecz nie odbierała. Smsów też nie czytała, a w szkole na lekcjach i przerwach starała się mnie unikać i była dziwnie nieobecna, co nie było do niej podobne.
W końcu przyskrzyniłem ją po wuefie przed wejściem do szatni. Mocno złapałem za rękę zauważając przy okazji, że dłonie dziewczyny ponownie okrywa guma rękawiczek i zapytałem, co to miało być i czemu mnie unika.
Paulina unikała mojego spojżenia, odwracając wzrok. Nadal miała tę samą przerażoną minę na twarzy. Początkowo wyrywała się, lecz ja nie odpuszczałem. Gdy zauważyła, że nie dam jej spokoju cichym głosem poprosiła o spodkanie po szkole przed patio.
Zdziwiło mnie to, lecz się zgodziłem. Do końca lekcji nurtowaał mnie sekret Pauliny i nie mogłem się skupić na lekcjach, zupełnie, jak ona.
Dzień dłużył mi się niesamowicie, lecz w końcu zabrzmiał upragniony dzwonek. Wystrzeliłem z klasy jak rakieta, kierując się na patio. Stanąłem przy wejściu i czekałem na Paulę.
Pojawiła się tam po minucie, nadal z nieobecnym wyrazem twarzy. Podeszła do mnie i dotknęła delikatnie mojego ramienia.
– Marcin, ja, ja muszę ci coś wyznać. – Powiedziała cicho łamiącym się głosem.
– Chętnie dowiem się, o co tutaj chodzi, bo przerażasz mnie dzisiaj. Masz gorszy dzień? – Odparłem czując łomotanie mojego serca.
– Nie, to nie to. Poprostu, poprostu jestem niezdarna. Nie powinnam popełnić tego błędu, rozumiesz? –
– Jakiego błędu. –
– Zapomniałam założyć rękawiczki rano! –
– No ale jaki to problem. – \
– Starałam się to ukrywać skrzętnie przed światem, ale widzę, że chyba nadszedł już kres. Za pewnę gdy to usłyszysz, to mnie znienawidzisz. –
– Dla czego miałbym ciebie znienawidzić? –
– Ja, nie jestem człowiekiem. –
Zamurowało mnie to. Początkowo pomyślałem, że Paula robi sobie śmieszny żart i nawet wybuchnąłem śmiechem, lecz po chwili przestałem się śmiać widząc jej minę.
– Jakto nie jesteś człowiekiem. To czym. Misiem Jogi? –
– Nie. Jestem, androidem. – Wyznała z płaczem.
– Że co? – Zapytałem, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
– Androidem. Robotem tak perfekcyjnie wykonanym i zaprogramowanym, żeby był jak człowiek. Teraz rozumiesz? Nie martw się, zniknę z twojego życia, obiecuję. –
Zbaraniałem kompletnie. W życiu nie spodziewałem się czegoś takiego. Mogłem się spodziewać chyba wszystkiego. Może Paulina miała wypadek i musi używać protez? Albo to jakieś dziwne przebranie, albo to mutacja skóry, a może, nie. O tym nigdy nie pomyślałem.
– Możesz to udowodnić? – Zapytałem po chwili milczenia.
– Oczywiście. Odparła ponuro zciągając kurtkę i wyciągając ku mnie lewe ramię.
– Dotknij, puknij. – Powieziała.
Zrobiłem to bez namyślenia. Faktycznie, jej ręka była taka, jak zapamiętałem dłoń z rana. Chłodna i metaliczna. Stuknąłem knykciem, głuchawy dźwięk metalu.
– No i już rozumiesz? – Zapytała dziewczyna ponownie zakładając kurtkę. – Dla tego uważam, że powinniśmy się rozejść.
– Dla czego niby miała byś znikać z mojego życia? – Zapytałem spokojnie.
– Bo nie jestem prawdziwym człowiekiem, tylko maszyną? Po co jakikolwiek człowiek miałby zadawać się z czymś takim, jak ja? –
– Np po to, że nie jesteś bezrozumnym robotem? Gdybyś mi się nie przyznała to chyba nigdy bym się nie domyślił. –
– Domyślił byś się. Nie potrzebuję jedzenia, wody ani snu. Jestem szybsza i silniejsza. Mam szybsze reakcje od ludzi. Wydało by się to czy tak, czy tak. Rozumiesz teraz? –
– Ale czy rozumiesz, że to dla nas nic nie zmienia? –
– Jakto nie zmienia.
– Jesteś zwykłą maszyną, która wykonuje tylko konkretne polecenia? –
– No nie. –
– Jesteś sztuczną inteligencją w rodzaju tego ostatnio popularnego open chatbota albo czymś w jego rodzaju? –
– No nie tak to działa. –
– A jak? –
– Tak mnie zrobili, żebym miała wolną wolę. Jestem tak jakby sztucznie stworzonym człowiekiem, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. –
– No właśnie. Więc czemu miałbym ciebie odtrącać z takiego powodu? –
– To nią wstrząsnęło. Stała z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami.
– To znaczy, że ty, ty nie uważasz mnie za za, gorszą? – Wyrzuciła z siebie z nadzieją w tych pięknych oczach.
– Oczywiście że nie! – Odparłem, na co Paula ze łzami szczęścia rzuciła mi się w ramiona.
Czasem jeszcze wracaliśmy do tego tematu, jak to jest, gdy się jest robotem, ale traktowałem Paulinę nadal jako żywą dziewczynę, branią duszę. Widziałem, że dalece wykracza po za to, co mogą robić zwyczajne roboty.
Po czasie Paulina wyznała mi, że jest jak na razie jedynym tak zaawansowanym androidem na rynku. Gdy zaś pytałem, czy ujawni się reszcie szkoły, gwałtownie kręciła głową uważając, że na pewno zostanie odrzucona.
Akceptowałem to. W końcu, każdy z nas ma swoje sekrety, które woli ukryć przed światem, prawda? A bycie robotem faktycznie mogło by u niektórych wywołać pewien niesmak.
Dzień po tym, gdy dowiedziałem się o inności Pauliny nasza relacja gwałtownie się pogłębiła. Dziewczyna zaczęła regularnie przychodzić do mojego domu po szkole i w weekendy, oraz zapraszać mnie do swojego. Jej "rodzice" byli bardzo mili i byli dumni, że mogą mieć taką córkę. Też nie zwracali uwagi na to, z czego jest zrobiona, że pozwolę sobie tak to określić.
W kilka dni po odkryciu sekretu Pauli postanowiłem, że nie mogę być gorszy i że też wyjawię jej moją tajemnicę. Zaprosiłem ją do mnie do domu.
Gdy już przyszła i odmówiła grzecznie zaproponowanego przez mamę obiadu (postanowiłem nie mówić rodzicom, że Paulina nie jest do końca człowiekiem, bo sama o to prosiła) usiedliśmy w moim pokoju.
– Słuchaj Paula, ja też muszę ci coś powiedzieć. – Zacząłem.
– Co, też coś za uszami? – Zapytała figlarnie uśmiechając się delikatnie.
– Można to tak ująć. Z pewnością widziałaś moje, umiejętności na lekcjach języków. –
– Marcinek Marcinek. Jesteśfenomen, tyle ci powiem na ten temat.
– Widzisz, to się ciągnie dalej. Znam wszystkie języki.
– Ale, ale jak to możliwe? Wkręcasz mnie, tak? –
– Nie. Nie wiem, jak to się stało, ale się stało. – Powiedziałem i na dowód przetłumaczyłem jej kilka zdań z naprawdę egzotycznych języków na nasz ojczysty.
Paulina siedziała zaszokowana widząc to, ale dośćszybko się opanowała.
– No i to nie wszystko. – Powiedziałem opowiadając jej o tym, że znam mowę roślin i zwierząt.
– To musi być fajne. – Powiedziała po chwili namysłu.
– Wsumie to jest. Mogę sobie przynajmniej porozmawiać ze stokrotką, gdy idę do szkoły, albo gawędzić z psami nie tylko wigilią. – oOdparłem, na co dziewczyna wybuchnęła czystym śmiechem.
Paula zaakceptowała moje dziwaczne umiejętności tak samo, jak ja jej inność. Nasza relacja stawała się co raz to silniejsza, lecz to nie koniec tego, co zdażyło się w naszych nietypowych życiach.

Opublikowano

5 komentarzy

  1. Co to ma byyyyć? A dlaczego anime? Ja nigdy się tym nie interesowałem, ale czy właśnie tak wyglądało anime japońskie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink