Wilk w owczej skórze, część 1, creepy pasta.

Witam! Jak pisałem wczoraj, słowa dotrzymuję, prezentując to oto opowiadanie z dedykacją dla @Zuzy. Ona już wie, skąt to się wzięło. @Patras też i może lepiej, jak tak zostanie, a reszta niech chwyci to coś, co za pewnę wywoła tylko uśmiech na twarzy, no ale.

– Uwaga! Dnia dzisiejszego, w godzinach nocnych, przed bramą szpitalną znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Nie wiadomo, jak ani przez kogo został zabity. Na ciele nie ma specjalnych oznak walki. Jedynym śladem, który prawdopodobnie pozostawił po sobie morderca, są 2 nakłucia na szyii. Stwierdzono, że ofiara była jednym z pacjętów na oddziale kardiologii. Zalecamy ostrożność. –
– Wezdchnąłem głęboko, patrząc w ekran telewizora. Ha, kolejna afera. Pewnie jak zwykle media rozdmuchują wszystko wyolbrzymiając, przy tej okazji. Skąt niby wziąłby się morderca w takiej zapadłej dziurze, jak nasza wiocha. Tutaj, gdzie każdy zna praktycznie każdego? Żałosne. – Pomyślałem, rozłożony wygodnie na kanapie, z zimnym browarem w dłoni. Właśnie czekałem na rozpoczęcie meczu. Po ostatniej batalii Polaków z Mołdawią mogłem za pewne oczekiwać tylko kolejnej dawki śmiechu z naszej, tak idealnie wyszkolonej drużyny. No ale, przynajmniej będzie można się bezkarnie pośmiać.
Podczas przerwy reklamowej, zacząłem mimowolnie rozmyślać o komunikacie z wydażeń jeszcze raz. Taka moja natura. Wszystko początkowo wyśmiewam, by potem jeszcze raz przeanalizować. Ale tutaj, wszystko wyglądało praktycznie tylko zabawnie. To znaczy, nie chodzi mi oczywiście o to, że radowałem się z czyjejś śmierci. Bardziej o to, że nasze kochane media, jak zwykle pokazywały, na co je stać, robiąc z małej chmury duży deszcz. Moje rozmyślania przerwało piknięcie domofonu, oznajmiające wejście kogoś do klatki.
Zwlokłem się z kanapy, odstawiając napój bogów na stolik. No tak, prawie bym zapomniał. Wyciągnąłem z lodówki drugą puszkę, postawiłem obok mojej, ledwo napoczętej, po czym pospieszyłem do drzwi.
W momencie, w którym osoba za drzwiami nacisnęła przycisk dzwonka, ja przekręcałem zamek. Skutkiem czego, drzwi zostały otwarte w momencie, w którym zamocowany u góry głośniczek zaczął brzęczeć.
– Wejdź wejdź! – Powiedziałem do stojącej za drzwiami brunetki, która bez zawachania skożystała z mojego zaproszenia. Ledwo po zamknięciu drzwi, bez zbędnego pierdzielenia udaliśmy się do saloniku i rozwaliliśmy na kanapie.
– Mam nadzieję, że przychodzę na gotowe, co? – Rzuciła figlarnie dziewczyna, wieszając skórzaną kurtkę na oparciu kanapy.
– U mnie, to jak w banku. – Odpowiedziałem, podsuwając jej przygotowane w cześniej piwo, które od razu otworzyła.
– Coś ciekawego w tym pudle? – Zapytała, biorąc pierwszy łyk.
– Znowu pierdolenie. Podobno pod szpitalem w nocy znaleźli jakiegoś trupa, nakłutego na szyii. – Odpowiedziałem, idąc w jej ślady.
– Ale że tutaj? – Zapytała, nie kryjąc swojego zdumienia.
– No właśnie. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Przecież tutaj od wielu lat nic się nie działo. Przecież nawet kradzież była u nas czymś, co wywoływało efekt wow. W takiej społeczności to i tak od razu by się rozniosło. –
– Wiesz. To, to ty wiesz akurat lepiej. Ja tutaj jestem od niedawna. –
– Ale już widzisz, jak działa taka mała społeczność. – Odpowiedziałem, sadowiąc się wygodniej, spoglądając w jej lodowatobłękitne oczy.
Sara Majewska. Kilka miesięcy temu ukończyła magistrat z pielęgniarstwa w pobliskim, większym mieście. Konkretniej, Katowicach. Szukając pracy, została skierowana do nas, gdzie też od razu została przyjęta na oddział. Muszę przyznać, że od pierwszego dnia, gdy pojawiła się we wsi, to zrobiła na mnie wrażenie zarówno swoim wyglądem, jak i stylem. Skórzane kurtki, golenie włosów niemal na zero. No i jej aparycja też była nietypowa. Skóra biała niemal tak, jak u albinosa, wysportowana sylwetka i bardzo ciekawe proporcje ciała. Ponad to typowo jej typowo imprezowo przyjacielska osobowość to cechy, których można powiedzieć poszukiwałem. No i jakoś tak się stało, że zaczynaliśmy się spotykać. I nie kurwa, po prostu spotykać, nic więcej, przynajmniej na razie, bo przyznać muszę, że mi się podobała. Kurewsko mi się podobała. Ale nie wszystko na raz, prawda?
– Ale powiedzieli coś więcej o tym trupku? – Zapytała, wyrywając mnie z małej zadumy.
– Jakiś pacjent. Pewnie wylazł sam i coś go pogryzło, albo jakiś nieudolny chirurg źle dokonał operacji, i pozbył się tego, co mu na duszy leżało. – Odpowiedziałem.
– Patrz, dokąt zmierza ten świat. – Wezdchnęła, biorąc kolejny łyk.
Przez następne godziny oglądaliśmy mecz. Tak jak z resztą się spodziewałem, nasi musieli dać dupy. Przynajmniej było ciekawie. Po meczu, obejżeliśmy jeszcze jakiś żałosny horror, emitowany na antenie.
– No nie. Ewidentnie wszystko schodzi tylko w dół! – Zaśmiała się Sara, gdy tylko przez ekran przewinęły się napisy końcowe.
– To już niektóre bajki dla dzieci są straszniejsze. Np ta od braci Grimm, gdzie wszyscy pozdychali, a wszystko zaczęło się od kurki, która zjadła za wielkie ziarenko, czy jakoś tak. – Odparłem na to, także cały roześmiany, jeszcze ze łzami rozbawienia w oczach.
– Najlepsze jest to, że często kasę mają, tylko gożej z wykonaniem. –
– Ano właśnie. Witamy w naszej kochanej Polsce. – Skwitowałem.
Po chwili pożegnaliśmy się. Odprowadziłem Sarę do drzwi i dałem buziaka w polik. Ot, tak.
Po jej wyjściu, chociaż miałem wielkiego lenia, uprzątnąłem ślady naszej bytności, że się tak wyrażę. Kilka puszek, paczek po chipsach i takie tam inne. Ledwo skończyłem, usłyszałem dzwonek telefonu.
– No kurwa. Tak długo była cisza, a jak chce mi się tylko spać to, – Zacząłem kląć na czym świat stoi, jednak po spojżeniu na wyświetlacz gniew ze mnie opadł. Dzwoniła moja siostra.
– No co tam? – Zapytałem ledwo po odebraniu czjąc już, co za chwilę usłyszę.
– Słyszałeś o tragedii z pod szpitala? – Zapytała ostro.
– Ja pierniczę. Alka. Ile jeszcze razy mam ci mówić, że media wszystko wyolbrzymiają. Pewnie po prostu komuś nie wyszła operacja i pozbył się zwłok. To wszystko. – Odparłem spokojnie.
– Ciebie to bawi, czy coś? – Zapytała.
– Nie o to chodzi, dobrze wiesz. Tylko dałem taki przykład dla tego, że w tym, co mówią media, często jest więcej szumu, niż prawdy. Mówię ci to chyba tysięczny raz, a ty nadal swoje. – Odparłem zastanawiając się w duchu, jak można aż tak wierzyć w to, co pierdolą media.
Nie wiem, jak to się stało, ale ja miałem na to wszystko zupełnie inny pogląd, niż moja siostra, skądinąt, bliźniaczka. O ile ja patrzyłem na wszystko chłodno i z rezerwą, to Alicja wierzyła w niemal każde słowo mediów i bała się, że pokazany na ekranie psychol na pewno ją dorwie. Nie wiem, skąt tak i czemu tak. Może to jednak prawda, że bliźniaki tak na prawdę są zupełnie inne? No nie wiem.
– No ale, Radek To nie wygląda tak, typowo. Patrz, od jak dawna było tutaj spokojnie, no do słownie nic! A teraz? – Powiedziała siostra głosem, który sugerował małą panikę.
Chwilę musiałem się zastanowić. Faktycznie. Jak z resztą wcześniej wspominałem, w naszej wsi przestępstwa zdarzały się naprawdę bardzo żatko. Kiedy była jakaś większa afera? Chyba jak miałem 12 lat, a po szkole zaczął krążyć nowy nauczyciel niemieckiego, który w wolnych chwilach okazywał się być dilerem trawy. Od tamtego czasu minęło dobre naście lat, a tutaj, cisza.
– Nie twierdzę, że nie doszło do morderstwa, ale czemu od razu stawiasz, że to jakiś psychol? – Zapytałem po chwili rozmyślania.
– Co masz na myśli? – Zapytała, ewidentnie zaciekawiona.
– Mam taką, dość obrzydliwą tezę, ale to się zdarza. Patrz. Ktoś miał operację. Chirurg nie wiem. Wypił, ręka mu zadrżała, co kolwiek! To upozorował morderstwo. Nakłuł szyję igłą, wypieprzył za drzwi i dowidzenia. –
– Ty to do piero masz dziwne teorie, z resztą, jak zawsze. To ja też ci coś powiem. W pracy, głównym tematem było właśnie to. Wiesz, do czego doszliśmy? –
– No, zaskocz mnie. –
– Anka zasugerowała, że to mógłbyć, nie śmiej się, wampir. –
– Hahahahahahahahahahahhaha! No nie. Teraz to mnie rozwaliłaś. Jaki wampir! Dziewczyno! Oglądałaś jakieś horrory ostatnio, albo za dużo "Zmieszchu" może? Wampir, dobre! –
– Brzmi to niedorzecznie, ale nie myślę o stworze z wierzeń, tylko gościu, który chce upozorować ciało tak, jakby ukąsił je wampir, rozumiesz? –
– No i kto tu ma dziwne teorie? No bo chyba jednak nie ja. – Alka, daj sobie spokój. Zobaczysz, że za chwilę będzie po wszystkim i albo sprawa się wyjaśni, albo zamiotą pod dywan, jak wiele innych, ale nic już się nie będzie dziać. Nigdy, nawet z ciekawości nie sprawdzasz wiadomości ze świata? Ile tam się dzieje, ho ho ho, a tutaj, ledwo jakaś sprawa, a ty już srasz w gacie. –
– Jak zwykle, pieprzony realista. Ja ciebie nie rozumiem. –
– Czyli jednak bliźnięta nie są takie same, no patrz. Chyba jakoś to przeżyję! –
– No dobra, nie ważne, nie rozmawiajmy już na razie o tym. Jak tam dzień? –
Cała Alicja. Najpierw zrobić dramę na około czegoś, by potem nagle przejść do normalności. Też nie wiem, skąt to ma, ale chyba po ciotce Jance. Ona też potrafiła zmieniać temat, jak ja broń w counter strikeu.
– No co. W pracy się było, meczyk się obejżało, a teraz to by się po spało! – Powiedziałem żartobliwie.
– Była u ciebie, tak? –
– Nom, a co w tym złego. –
– Radek. Dobrze wiesz, że jakoś mi się ta twoja Sara nie podoba. Nie wiem czemu, ale no nie. Po prostu, czuję że jest z nią coś nie tak.
– Po pierwsze, żadna moja, a po drugie, znowu wpadasz w paranoję! Co może być nie tak w zwykłych rozmowach! Też mam powiedzieć coś o Wojtku może? –
– Ale to jest co innego! –
– Dokładnie to samo. Tak wiem, że się o mnie martwisz, ale czasami, wydaje mi się jakbym rozmawiał nie z siostrą, a z matką. Normalnie jak ona. –
– Jeszcze czego! Jakbym miała takiego syna to, –
– To co. Każdy by chciał mieć takiego synusia. – Powiedziałem, co zapoczątkowało wybuch wesołości u mojej siostruni.
– Dobra, muszę kończyć, bo wraca Wojtek, a umuwiliśmy się dzisiaj na to, że w końcu zrobi te płytki w łazience. –
– Ano. Robot a to robota. To się trzymaj. –
Zakończyłem połączenie. Tak na prawdę, to oczywiście nic do jej Wojciecha nie miałem. Tak szczerze, to nawet całkiem często chodziłem z nim na piwko czy gdzieś. Znaliśmy się już od szczyla, nawet nie zdziwiło mnie to, jak 2 lata temu Ala powiedziała mi, że są parą. Wsumie, to ucieszyło mnie to, że będzie miała kogoś normalnego, a nie przywlecze sobie jakiegoś typka z pod ciemnej gwiazdy.
Resztę dnia, którego i tak zostało już nie wiele spędziłem na oglądaniu filmów. Jakiś horror, potem serialik, potem horrorek, aż do północy, kiedy w końcu postanowiłem się położyć z myślą, że te 7 godzin snu musi mi wystarczyć, bo mój szef, który generalnie był spoko, nie tolerował spóźnień. No cuż, po prostu miał swoje zasady.
W pracy, jak to w pracy, nie działo się nic szczególnego. Trochę papierów, kilku klientów, plotki o wszystkim, co się we wsi dzieje, nie wyłączając oczywiście ostatnich wydażeń. Zwykła szarość dnia codziennego. Do piero w czasie przerwy miałem chwilę dla siebie.
Po zjedzeniu szypkiego posiłku spojżałem na telefon, by popisać z Sarą. Umuwiliśmy się na wieczór w kawiarni, jakoś tak, po prostu. Przy okazji, zapytałem Wojtka, czy ma plany na niedzielę. Na szczęście niemiał, to zgadaliśmy się na piwko, jak za dawnych czasów.
Gdy w końcu wróciłem do domu rzuciłem się na kanapę. Niby nic wielkiego nie robiłem, ale jednak. Nawet mi się przysnęło. Z tej drzemki wyrwał mnie telefon. Spojżałem szypko na ekran. Sara.
– Noo? – Rzuciłem, rozespany.
– Przeszkadzam może? – Odparła figlarnie z drugiej strony.
– No gdzie. Po prostu trochę mi się przysnęło, ale już się ogarniam. – Spojżałem na zegar. Osiemnasta.
– Kurwa. Już lecę. Ja to jednak mam wyczucie! – Zaśmiałem się.
– No no, tylko spokojnie, nic sobie nie zrób. – Powiedziała i zakończyła połączenie.
W tempie niemal błyskawicznym poszedłem pod prysznic, żeby jakkolwiek wyglądać. Opryskałem się nową porcją perfum, założyłem kurtkę i buty. Do słownie w momencie, w którym wkładałem prawego buta usłyszałem dzwonek do drzwi.
– No to lecimy? – Zapytałem, widząc koleżankę w progu. Powiem szczerze, wyglądała, oszałamiająco w opcisłej bluzeczce i z delikatnym makijażem podkreślającym jej wyjątkową barwę skóry i, inne walory, wiecie raczej, co mam na myśli.
– Oczywista! – Odparła, po czym wyruszyliśmy na podbój pobliskiego baru.
Bar, szumnie nazywany kawiarnią, nie był może miejscem najwyższych lotów, ale nie była to też jakaś zwykła speluna. Ot, kilka stolików, lada i lodówka. Barmana też wszyscy doskonale znali. Blizna rozkręcił interes już dobre naście lat temu, opłaciło mu się to. Jego przydomek pochodził od charakterystycznej szramy biegnącej przez pół twarzy, której nabawił się w poprzedniej pracy, gdy jego wtedy jeszcze przystojną facjatę zarysował lwi szpon, gdy prubował złapać żeczonego zwierza, gdy spierdolił z cyrku. Długa historia.
– No proszę. Radzio. Jak ja dawno ciebie tutaj nie widziałem. – Odezwał się barman, gdy tylko nas zobaczył.
– Będzie gdzieś z tydzień. – Odparłem, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Karol zawsze miał dość dobre poczucie humoru.
– Dzisiaj randeczka, nie męskie spotkanko widzę? – Zagadnął, sięgając do lodówki.
– Tak. Jutro ślób. – Odparłem, co rozbawiło nie tylko jego, ale też stojącą obok Sarę.
– To co podać szanownym państwu? – Zaśmiał się poprawiając się na swoim stołku.
– Może być jakaś kawa, tylko, kurwa, mocna. – Odparłem.
– Dla mnie może być herbata owocowa z sokiem. – Oznajmiła dziewczyna.
– Się robi! – Blizna zabrał się szypko do pracy, po kilku minutach stawiając przed nami 2 kubki.
– Ile się należy? – Zapytałem, sięgając po portfel.
– Jak dla ciebie byku, dyszka za oba. I tak ruch jest duży, to dla starego znajomego można spuścić z ceny. – Zaśmiał się.
– No dobra. Wykłucać się nie będę. – Położyłem banknot na ladzie i oddaliliśmy się, by zasiąść przy jednym ze stolików.
Zajęliśmy miejsce przy oknie, skąt roztaczał się widok na szutrową drogę prowadzącą z, i do naszej zapadłej dziury. Postawiłem kubeczki na stoliku, po czym wytwornym ruchem odsunąłem koleżance krzesło.
– No no Radziu, nie zgrywaj się. – Zaśmiała się siadając.
– Tylko chcę być uprzejmy. – Zarechotałem, zajmując miejsce obok.
– Tak tak. Cały Radosław. I za to ciebie chyba lubię. –
– Opowiadaj, jak tam w szpitalu? –
– Weź. Doskonale wiesz, że nie lubię, gdy o to pytasz, bo nic się nie dzieje. Ciągle tylko odchodzą, przychodzą pacjęci, trzeba im obiadki zanieść, sprawdzać stan monitora, monotonia. –
– Wiesz. Wczoraj nie zapytałem, przedwczoraj też nie, ale w końcu trzeba, no nie? –
– No dobra. Może trochę kładą większy nacisk na bezpieczeństwo po ostatniej, akcji. Wiesz której. –
– Ano. Swoją drogą, bo zapomniałem wcześniej zapytać, jak przyszłaś rano po wypadku do pracy, to coś się działo? –
– Już nie. Policja wyszła, zabezpieczyli to co chcieli, świat czy tak, czy tak musi się kręcić dalej, no nie? –
– Ano. To tak jak u nas. Ciągle to samo. Wsumie, to z wyprzedzeniem wiesz, co będziesz robić jutro. Bo albo świstki, albo uśmiechaj się jak debil. –
– To się właśnie nazywa życie. –
– I patrz, za co oni nam teraz płacą. –
– No tak. Faktycznie, bardzo wyszukana praca. Kiedyś, to nawet roznosiciele mleka byli. –
Takie i inne rozmowy zajęły nam resztę dnia, a raczej, wieczoru. Rozstaliśmy się pod kawiarnią i wróciliśmy do swoich domów.
Gdy wróciłem do mojej klitki, do mojej głowy znów powrócił temat ostatniego morderstwa. Zastanawiałem się, co tam się stało. Niby nie wierzyłem w żadne, ciekawostki, jak je nazywałem. Ale coś sprawiało, że sprawa nie chciała wyjść z mojej głowy. Dlatego też pewnie miałem tej nocy jeden z tych koszmarów, których nigdy nie zapominasz, choć bardzo chcesz.
Śniło mi się, że leżę w szpitalu. Nie mogłem się poruszyć, nie mogłem zrobić do słownie nic. Leżałem tylko i patrzyłem. Myśląc o swojej beznadzieji, panikując wręcz zauważyłem kątem oka, że niewidoczne wcześniej drzwi do sali, w której leżałem zaczęły się uchylać, wydając cichutkie poskrzypywanie. Serce biło mi co raz mocniej, jakby chciało wyrwać się z piersi. Im bliżej był ten, który właśnie postanowił złożyć mi niezapowiedzianą wizytę, tym szypciej biło moje serce, i tym szypciej czułem na ciele pot. Może tobie wydaje się to zabawne, lub niskobudżetowe, ale ludzie odczuwający kiedyś paraliż senny powinni zrozumieć mój strach.
Ciemna postać znalazła się w końcu w zasięgu mojego wzroku. Choć na sali było ciemno, blady kontur odcinał się od wszechobecnego mroku ostro i wyraźnie. Ta twarz. Jakbym ją znał.
Przez dość długi czas nieznajomy, bądź nieznajoma stał nademną, patrząc w moją stronę. Na bladym obliczu widziałem szeroki uśmiech oraz coś, co sprawiło, że chciałem wrzasnąć, czego oczywiście nie mogłem zrobić. Szeroki, nieludzki wręcz uśmiech przybysza odsłaniał dwa, długie kły.
Postać w błyskawicznym tępie skoczyła na mnie, otwierając szeroko usta. Gdy myślałem, że to już na mnie pora, obudziłem się z wrzaskiem w moim domu. Cały przepocony, w pomiętej pościeli.
Jeszcze przez kilka minut od przebudzenia się, moje serce biło jak na alarm. Zastanawiałem się, co to kurwa miało być. Czy zaczyna mi odbijać? Czy naoglądałem się zbyt wiele filmów grozy, albo, co gorsza, zacząłem wierzyć w demony? Nie. To raczej nie to. Więc skąd ten sen? Może mózgowi się nudziło i postanowił mi zaaplikować tego dnia odskocznię od codziennej nudy? Nie miałem totalnie pojęcia.
Spojżałem na zegar. Prawie piąta, czyli jeszcze chwila dla mnie. Teraz jednak nie potrafiłem tak po prostu zasnąć, oj nie. Od dziecka miałem tak, że jeśli obudził mnie koszmar, nie zmrużyłem oka do momentu, w którym miałem wstać z łóżka.
Co więc zrobiłem? Postanowiłem, wzorem wielu współczesnych ludzi sięgnąć po telefon, żeby dowiedzieć się, co się ciekawego na świecie dzieje.
– O kurwa. – Szepnąłem po odblokowaniu ekranu. Na pierwszej stronie wiadomości widniał wielki nagłówek. Kolejne morderstwo w szpitalu. Pod drzwiami instytucji znaleziono następne zwłoki.

5 komentarzy

  1. Będzie to będzie. Nie obiecuję kiedy, bo obiecana caparra mobile 2 na dal wisi under construction, ale nie wykluczam jeszcze czegoś choćby i dziś, choć na inną nutę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink