Dziki zew, creepy pasta.

Na tym świecie, każda żywa istota, a raczej, dokładniej. Każdy gatunek ma swój język. Bez znaczenia, czy jesteś mrówką, komarem, psem, czy człowiekiem w jakiś sposób porozumiewasz się z resztą świata. Mowa ciała, gesty, skrzeki, piski, czy mowa. Nie każdy zrozumie, czego chcesz, ale potrafisz się wyrazić w takiej, czy w innej formie.
Skoro każdy, to i my mamy swój język. Ciepła, pulsująca krew wypełniająca was, ale i nie tylko was. Jej delikatny rytm, śpiew ruszających się krwinek. Delikatny ruch szyji, puls, wszystko składa się na nasz język. Język dzikiego zwu, zwu krwi.
Lubieżnie czekamy na okazję, by zatopić nasze białe niby śnieg kły w waszych szyjach, by rozkoszować się ciepłem, słodyczą i płynnością tego, co nas do siebie woła. Ty, czytelniku możesz chcieć zawołać swojego kota, siostrę, partnera. Nie ma znaczenia w jakim celu. Może po prostu potrzebujesz obecności drugiego człowieka? Albo jest ci zimno i jedyne, o czym myślisz, to mruczący, puchaty kłębek na kolanach? To na prawdę nie ma żadnego, ale to żadnego znaczenia. Nas natomiast woła język krwi. Nęci nas swoją tak bliską i łatwą dostępnością. Wszak wystarczy tylko się zbliżyć, rozdziawić usta i wkłuć kły w ciało, by z kipiącą radością, czerwona ciecz odpowiedziała, witając nas swoimi hojnymi darami i walorami.
Czy uważam, że jest w tym coś dziwnego? Apsolutnie nie. Powiedz no, czytelniku. Nigdy nie masz ochoty na zjedzenie kawałka mięsa, albo krewetki w całości? Czym to tak na prawdę różni się od naszego, stylu życia? Za raz pewnie posypią się zarzuty, że to niehumanitarne, że zwierzęta nie czują tak jak wy, ludzie. Ale wiecie, co wam powiem? Winny się tłumaczy. Tak już działa ten świat, że silniejszy, albo sprytniejszy zabija i zjada tego drugiego. Lisy jedzą zające i kurczaki, żaby muchy i pająki, a ludzie wszystko, co wsadzą do ust. Świnia, krowa, koń, co to ma za znaczenie? I czy ktoś robi wam z tego powodu wyrzuty? Taka jest natura, takimi nas stworzono.
Aha, pewnie masz na myśli to, że czerpiemy radość z tego, co robimy? Czyli jak mam rozumieć wy, jedząc ulubioną potrawę nie delektujecie się nią, tylko połykacie na jeden kęsek, byle tylko skończyć szypciej? To po co wam sterty świństwa. Burgery, chipsy, pizze, kebaby. Wystarczy przecież surowe mięso. Przecież nie jest trujące. Z jakiegoś powodu używacie tych waszych przyprawek, zielska i innego bałaganu. I bynajmniej nietylko dla wyglądu tego, co spożywacie, a właśnie dla przyjemności, dla smaku.
Dalej mnie nie rozumiesz? No cuż, zjadany przez żabę pająk też nie rozumie, jak może jej smakować. Jestem tego pewien. Dlatego ty też nie zrozumiesz, czemu smakuje mi ciepła, gęsta krew. Umówmy się tak. Ty jesz swoje kebaby, ja piję krew. Tobie smakuje ten zawijaniec, mi wystarcza czerwony napój. O gustach po prostu się nie dyskutuje, bo każdy ma własne. I to dzięki temu świat jest ciekawszym miejscem.
A teraz, wybacz, zgłodniałem od tej rozmowy. Czy mogę poczęstować się, hmmm, krwią? No nie patrz tak na mnie, nie noszę jej przecież przy sobie. Jakby to wyglądało? Czy wy wszędzie nosicie ze sobą żarcie? Bo też mi się nie wydaje.
Czemu się odsuwasz? Ja tylko chcę się najeść! Naturalne jak to, że ty jadłeś dzisiaj na śniadanie jajecznicę na boczku, czy co tam innego. To ja jestem głodny tu i teraz i muszę zaspokoić głód. Ciesz się, że poświęciłem ci trochę mojego cennego czasu. Wiesz, on nie rośnie na drzewach. A teraz, stój spokojnie. W końcu każdy coś je, a silniejszy, bądź sprytniejszy zabija, a następnie zjada tego drugiego.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink